piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 12

Zwlekając się rano z łóżka, napływały do mnie myśli z wczoraj. Nie chciałem tak naskoczyć na Trish, lecz sama się o to prosiła i wszelkie pretensje nie chciałem przyjmować na siebie.
Podchodząc do szafki, która stała przy wejściu, wyjąłem z niej czarne spodnie i białą koszulę na krótki rękaw, nie zwracając uwagi jakie one są. Ruszyłem do kuchni, cały czas zastanawiając się, czy 'zbulwersowana' już wstała. Jej irytujące zachowanie, dziwnie na mnie wpływało. Potrafiło wkurzyć na maksa, ale także to było coś, bez czego Trish nie byłaby Trish... (...) skomplikowane.
Będąc w kuchni, spojrzałem do lodówki, napotykając wzrokiem coś, co wywołało u mnie uśmiech. W szklanym półmisku była sałatka, o którą kłóciłem się z Trish w sklepie. Za chuja nie chciała ustąpić, musiała zrobić 'coś zdrowego'... Jednym słowem nie mogłem żałować, bo dzięki temu, że jej 'zaufałem' co do zrobienia pysznej sałatki, mam teraz moją nową ulubioną potrawę.
Wyciągając ją, miałem wątpliwości, czy rzeczywiście mogłem się nią poczęstować, ale wszystkie za i przeciw zniknęły, gdy lekko wciśnięta w sałatkę po boku widniała karteczka:


Uśmiech mimowolnie sam wzrósł na mojej twarzy. Bez tego liściku mogłem śmiało powiedzieć, że oboje zaczęlibyśmy rozmowę sztywno, ale już po 10 minutach patrzenia na siebie wszystko odwróciłoby się w innym kierunku. Rozmowa nabrałaby innej barwy, zaczepianie się i sarkastyczne wstawki, byłyby normalką. Długo nie chciałem czekać ze zjedzeniem mojego śniadania, lecz wziąłem klucze od garażu i wyszedłem na dwór, cały wzrok skupiając na małej pyszności.

*Trish*

Od piętnastu minut leżałam bezczynnie, patrząc w sufit i nasłuchując, czy Harry wstał, czy jednak jeszcze śpi. Cholernie nie chciało mi się zwlekać z łóżka, ale musiałam przygotować się na zajęcia i musiałam być na wszystko gotowa. Harry mógł nadal być na mnie zły, a wczorajsze dziwne zachowanie, mogło zostać jeszcze w jego organizmie.
Szurając po podłodze, udałam się do kuchni w celu sprawdzenia pewnej rzeczy. Otwierając lodówkę, uśmiech ukazał się na mojej zaspanej twarzy. Sałatka zniknęła, więc mogłam być pewna, że Harry wstał, lub jakiś intruz majaczy się po domu.
Nalewając soku do szklanki, z powrotem udałam się do mojego pokoju. Przyzwyczaiłam się już używać zwrotu 'mój pokój, moje pomieszczenie', bo po części było moje i będzie do końca moich nauk. Zakładając czarną bokserkę z różową kokardą na piersiach i szare spodenki, wyszłam na dwór w celu bezczynnego poleżenia na trawie, ze względu na to, iż słońce nie zdawało przestać grzać.
Gdy otworzyłam drzwi, usłyszałam jakby brzęczenie elektrycznej gitary, ale w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że może mi się wydawać.
Przeszłam z 10 metrów do brzegu jeziorka i przykucnęłam przy krawędzi w bezpiecznej odległości, żeby nie wpaść. Po chwili już siedziałam opierając się rękoma z tyłu i rozkładając nogi. Słońce bardzo miło ogrzewało moje ciało, dając mi tyle przyjemności swoim blaskiem.
Ponowne dźwięki gitary dopadły moje uszy, a umysł kazał poszukiwać miejsca skąd dobiegały dźwięki. Wstałam więc, idąc prosto przed siebie, gdzie spokojna solówka rozbrzmiewała po podwórku. Ponownie wszystko ucichło, ale dostrzegłam uchylone drzwi - tak podejrzewam od garażu - i postanowiłam wprosić się tam. Wsunęłam się cicho do środka, a od razu spostrzegłam ogromny garaż jakby podzielony na kilka pomieszczeń. Po prawej stronie dostrzegłam ogromną siłownię z niezliczoną ilością maszyn do ćwiczenia, których nawet na oczy nigdy nie widziałam. Po lewej zaś, widniał napis nad wejściem 'tylko dla Harrego', jednak pozwoliłam tam sobie wejść. Moim oczom ukazał się Harry, siedzący na małym podeście i zajadający sałatkę przyszykowaną przeze mnie specjalnie dla niego.


Zdawał się mnie nie zauważyć, więc postanowiłam napawać się w ciszy jego prze spokojnym widokiem, póki mogłam. Ciche przeżuwanie wypełniało pomieszczenie, a Harrego pozycja, przypominająca mi siedzące dziecko, wywoływała za każdym mrugnięciem oka coraz większy uśmiech. Chciałam podejść bliżej, lecz moje nogi niezdarnie zaplątały się w kabelki i z hukiem rzuciłam się do przodu, lądując na podłodze, lecz w samą porę podparłam się łokciami, zmniejszając siłę bólu. Widziałam jak Harry poskoczył w miejscu, po czym głośny, gardłowy śmiech wypełnił pomieszczenie, a sałatka została odłożona na bok. Nadal śmiejąc się podszedł do mnie, kucając przede mną.
- Takie są skutki zakradania się. - zachichotał, podając mi rękę, chcąc pomóc wstać. Moje obolałe ciało dźwignęło się na jego silnych rękach. - Nie śpisz już? To dziwne... - pochylił głowę na bok, intensywnie się we mnie wpatrując.
- Nie mogłam opanować podekscytowania, kiedy wreszcie otrujesz się sałatką. - powiedziałam poważnie, chodź mała cząstka Harrego wiedziała, że żartuję. Zrobił zabawne wielkie oczy i spojrzał najpierw na sałatkę, potem na mnie. Pochylając się lekko, jedna ręka spoczęła na moich plecach, druga zaś na zgięciu moich kolan i Harry nie dając po sobie poznać ciążenia mojego ciała, wyszedł z pomieszczenia muzycznego do siłowni, niosąc mnie na plecach.
- Puść mnie! - uderzałam go pięściami w plecy. - Jestem obolała! - krzyknęłam, powodując śmiech u Harrego.
- Trudno. - wzruszył ramionami. - Zaraz zginę, więc jeszcze trochę pomęczysz się ze mną. - oczywiście, że żartował z tym zginięciem.
Kochałam takie chwile z nim. Uwielbiałam śmiać się w jego towarzystwie, lubiłam jak było tak, a nie inaczej.
Położył mnie na macie i sam zwisł nade mną drugi raz w moim życiu. Zachichotałam cicho, nie chcąc dać po sobie znać, że z każdą sekundą czułam się bardziej zakłopotana.
- Bałaś się mnie wczoraj? - zapytał poważnie, a cały uśmiech z mojej i jego twarzy znikł. Zastanawiałam się nad jego pytaniem i odpowiedzią jaką mogłabym mu udzielić.
- Nie... chyba... - odpowiedziałam niepewnie, a Harry wydał z siebie głębokie westchnienie i opadł na materac tuż obok mnie, wpatrując się w sufit, na którym były jasne światła, zabezpieczone szklaną kulą i wiatraczki, które niezauważalnie kręciły się.
- Bardzie tak, czy bardziej nie? - zapytał, nadal nie odrywając wzroku od sufitu, jakby w tej chwili był on najbardziej interesujący.
- Bardziej nie. - odpowiedziałam szybko i uśmiechnęłam się, opierając się na łokciu, wspaniale widząc jego twarz. Gdy tak przez dłuższą chwilę zawiesiłam na nim wzrok, Harry spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, jednak ja nie speszyłam się, czego on zapewne się spodziewał.
Patrzyłam głęboko w jego oczy, zauważając co chwila maleńkie iskierki. Nie odrywając ode mnie wzroku, oparł się na łokciach, zostawiając je na tyle materacu. Nie panując nad swoimi ruchami, przybliżyłam się do niego minimalnie, dłoń opierając na jego umięśnionym torsie. Oddech przyspieszył mi się tak samo jak Harremu. Dłoń znajdująca się na klatce Harrego, lekko zaczęła jeździć w górę i w dół, dokładnie czując mięśnie odznaczające się przez cienki materiał koszuli. Przejechałam wzrokiem po całej jego twarzy, zauważając lekko zmarszczone czoło. Jego wargi rozchyliły się, jakby pragnął coś powiedzieć, jednak przerwałam mu, przyciskając swoje usta do jego. Niesamowita miękkość jego warg sprawiła, że mój umysł zaczął wariować. Harry odwzajemnił pocałunek, chwytając mnie za biodra i zmuszając do tego żeby moje nogi znalazły się po obu stronach jego ciała. Siedząc mu na brzuchu, mogłam wyczuć jego szybki oddech, który w tym samym rytmie łączył się z moim. Dłonie Harrego nadal spoczywały na moich biodrach co chwila lekko zaciskając palce. Moja jedna dłoń powędrowała na jego policzek, delikatnie pocierając, a druga wahała się nad wplątaniem we włosy. Jednak zrezygnowałam z tej myśli, gdy oderwałam się od niego, słysząc cichy pomruk niezadowolenia. Zdałam sobie sprawę z tego co przed chwilą się wydarzyło i chciałam jak najszybciej zejść z jego ciała, jednak zacieśniające się dłonie Harrego na moich biodrach, natychmiast mi to uniemożliwiły.

_________________________________________________________________________
Siemka Kociaki!
WRESZCIE WOLNE, CO? :D Kto się cieszy - kom! <3
Obiecałam, że dziś rozdział - dotrzymałam słowa, więc i Wy jakoś dajcie mi powód do uśmiechu :)
Dziś taki rozdział może monotonny, prawie bez dialogów, ale cóż... czasem i tak musi być xD
Kocham Was i miłego weekendu!

wtorek, 9 grudnia 2014

Rozdział 11

Budząc się rano usłyszałam śmiechy dochodzące - tak podejrzewam - z kuchni. Nawet dzisiaj czułam zmęczenie, przypominając sobie wczorajszy dzień. Niezręczne spotkanie wzroków, awantura rozpoczęta przez Harrego, bo któż by inny zaczynał nieporozumienie, a sekundę później chciał rozmawiać jakby nigdy nic się nie stało?
Wstałam z łóżka, skorzystałam szybko z łazienki i przebierając się jak najprędzej w leginsy oraz luźną, białą bluzkę w czarne kropki wyszłam na korytarz tym samym splatając włosy w byle jakiego koczka. Kierowałam się do kuchni, szurając stopami o powierzchnię podłogi.
- Jest i nasza śpiąca królewna. - zaśmiał się Niall, rzucając się na mnie z uściskiem. Poklepałam go po plecach, po czym on odsunął się ode mnie. Nie mogłam ukryć, że czułam się niezręcznie, gdy wszystkie pary oczu patrzyły na nowo przebudzoną 'królewnę' jak to powiedział Niall.
- Hej wam. - rzuciłam lekki uśmiech, podchodząc do blatu po szklankę wody. Nie dało się nie zauważyć, że Harry obserwował każdy mój ruch, sprawiając, że chciałam stąd jak najszybciej wyjść.
- Cześć kochana. - Perrie posłała mi niesamowity uśmiech. - Idziemy na spacer, hm? - podeszła do mnie, rękę kładąc mi na plecach.
- Jasne... - uśmiechnęłam się. - Tylko my, czy chłopcy też? - kątem oka spojrzałam na chłopaków, którzy zawzięcie prowadzili jakiś temat, tylko Harry spoglądał w naszą stronę.
- Nie będziemy im raczej przeszkadzać. - zaśmiała się, mrugając do mnie oczkiem.

*Harry*

Gdy Trish weszła do kuchni, ogarnęło mnie coś dziwnego w środku, coś nie do opisania. Wkurzyła mnie tym, że rozmawiała z Jenną, czego oczywiście zabroniłem jej robić. Tyle razy zabraniałem jej czegoś, ale ją to nie obchodzi, nie interesuje w żadnym wypadku.
Czemu tu jest?
No chyba żebym ją czegoś nauczył, ale także po to, żeby nauczyć się słuchać.
Ciężko przyznać mi się przed samym sobą, że nie mogłem wczoraj zasnąć. A przeszkadzała mi w tym właśnie Trish. Została w moim umyśle jako dziewczyna z papierosem, z silnym charakterem, z pięknym ciałem.
- Idziemy na spacer, hm? - do moich uszu dobiegł głos Perrie. Chociaż ciałem byłem z chłopakami, duchem byłem obok Trish. Co się ze mną działo?
- Jasne... - odpowiedziała Trish. Coś jeszcze bąknęła do blondynki, a po chwili spojrzała w naszą stronę. Odwróciłem wzrok, starając się wkopać jakoś w konwersacje chłopaków, ale zanim to nastąpi minie trochę czasu.
Zanim zdążyłem się obejrzeć, Eleanor, Perrie, Sophia i Trish wychodziły z kuchni, kierując się w stronę drzwi wyjściowych.

*Trish*

Idąc z dziewczynami dróżką, przypomniał mi się wieczór, kiedy szłam tędy sama, a już po chwili z Jenną. Chciała, żebym informowała ją o planach jakie Harry ma wobec ich 'posesji'. Nie rozumiałam w jakim celu plany Harrego były jej potrzebne, ale mniejsza oto. Wtedy jeszcze myślałam, że mogłybyśmy nawiązać jakiś kontakt, znaleźć wspólny język, ale chyba jestem zbyt naiwną osobą, bo wierzę każdemu kogo spotkam na drodze.
- Um... Przepraszam, że zapytam... - zaczęła Eleanor.
- Do mnie mówisz? - zapytałam, patrząc na nią.
- Uhm...
- Pytaj. - posłałam jej lekki uśmiech.
- Gdy brałam prysznic... usłyszałam jakieś krzyki... - zaczęła niepewnie. - Czy wszystko w porządku? - spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
- Taa... - westchnęłam cicho. - Po prostu coraz częściej mamy sprzeczki o byle co. - nie chciałam jakoś specjalnie mocno narzekać na Harrego, bo go trochę rozumiałam. Zabronił mi się kontaktować z Jenną, bo może jednak stanowi dla mnie jakieś zagrożenie?
- Rozumiem... Ale na pewno wszy...
- Tak. - nie dałam jej dokończyć. Nie przepadałam za bardzo nad nadopiekuńczością. Wolałam, gdy ktoś zajmował się sobą i nie zawracał sobie moimi problemami głowy.
Ale czy jednorazowe kłótnie z Harrym mogę nazwać problemem? Jeżeli stwarza go z byle jakiego powodu, to chyba z nim jest coś nie tak, albo wkraczam w rozwijanie się we mnie egoizmu.
- Przepraszam, że w ogóle pytałam... - wyjęła telefon z kieszeni i spojrzała na godzinę.
- Nic nie szkodzi, tylko... - zawahałam się, bo tak naprawdę nie wiedziałam co mam powiedzieć. Przeprosić? Powiedzieć, że nie lubię z nikim o tym gadać? -... tylko... nie chcę składać całej winy na Harrego, bo zawsze od większości osób z jakimi rozmawiałam, usłyszałam, że jestem zbyt ostra do rozmów i nie można mi niczego powiedzieć...
- Jak to ostra? - zachichotała Perrie.
Westchnęłam.
- Że jestem ostra dlatego, że zawsze podtrzymywałam swoje zdanie. Nie dawałam za wygraną, bo nie obchodziło mnie to, co inni mówili, zawsze musiałam się wtrącić.
- Po prostu potrafisz wyrażać swoje zdanie i jesteś asertywna. - wzruszyła ramionami Sophia. Zaśmiałam się cicho.
- Było wytłumaczyć to dwunastoletnim smarkaczom. - dziewczyny zachichotały, a już po chwili usłyszałyśmy dźwięk telefonu Perrie.
- Zayn dzwoni. Pewnie niedługo ruszamy. To co, wracamy? - machnęła ręką, żebyśmy cofnęły się.

***

- Miło było cię poznać, mała. - zostałam zamknięta w uścisku przez Nialla. Tak bardzo polubiłam tych ludzi mimo, że znaliśmy się nie całe dwa dni. Mogłabym z nimi gadać i nie przestawać.
- Mi także, Niall. - poklepałam go po plecach. Żegnając się z dziewczynami, wymieniłyśmy się numerami i nie obyło się bez "wszystko się ułoży z Harrym" "mam nadzieję, że jak kolejnym razem was odwiedzimy, będziecie swoimi słodkimi misiakami".
-Przepis na sałatkę mi wysyłasz! - Lou położył swoją ciężką rękę na moim ramieniu i przytulił mnie do swojego boku.
- Zastanowię się nad tym. - zaśmiałam się i odprowadzając ich razem z Harrym do drzwi, chichotałam jeszcze z dziewczynami.
- Trzymajcie się! Szczęśliwego Nowego Roku! - krzyknął Niall, burząc mi włosy. Zaczęłam je sprowadzać do pierwotnego wyglądu, kiedy drzwi za nim się zamknęły.
Znów sama z Harrym...
Milion ponownych kłótni...
Harry przechodząc obok mnie, nie obdarzył mnie żadnym spojrzeniem lecz zawzięcie wpatrywał się przed siebie. To prawda... nie chciałam z nim wczoraj już rozmawiać, ale to wszystko przez to, że byłam na maksa wkurwiona!
- Teraz nie będziesz się do mnie odzywać?! - wykrzyknęłam, idąc szybkim krokiem za nim. - Oczywiście! Tak najlepiej, no nie? Sam rozpoczynasz kłótnie, a potem uważasz, że to ja jestem wszystkiemu winna! Jesteś...
- Możesz przestać zauważać wady tylko we mnie?! - odwracając się twarzą do mnie sprawił, że wpadłam na niego, nie spodziewając się tego czynu z jego strony. - Powiedziałem ci coś raz, nie dotarło. Mówić dwa razy - jeszcze gorzej bo się wkurwiasz! Trzeci raz powtarzać nie będę, bo to i tak kurwa do ciebie nie dotrze! - prosto przed twarzą zaczął machać mi rękoma. Gdy tak wsłuchiwałam się w jego słowa, coraz bardziej zaczęło do mnie docierać to, że ja także jestem w tym wszystkim winna. Może naprawdę stałam się egoistką? Nie zdziwiłabym się, gdyby Harry miał o mnie takie samo zdanie.

*Harry*  

Coraz bardziej złość się we mnie zbierała. Czy wszystkie laski są takie same? Czy wszystkie stwarzają problemy o byle gówno? Nie po to staram się być dla Trish miły, żeby zawsze od początku znajdywać się na starcie, próbować jeszcze raz, a kolejny znów być przegranym?
- Teraz nic nie mówisz? - zakpiłem, dokładnie obserwując zmiany rysów jej twarzy. Nie potrafiłem czytać z kobiecych twarzy co teraz czują, ale ta mówiła wszystko. Złość z żalem...
- Zastanawiasz się może nad tym, co powiedzieć? Pociśnij mi, może ci ulży. - tyle razy już jej docinałem, ale nigdy nie miała wystarczającej odwagi, żeby dokonać tego, czego tak naprawdę w środku chciała.
Zanim spostrzegłem się, jej dłoń spotkała się z moim policzkiem, powodując przechylenie głowy w bok.
- Nie muszę nic mówić, żeby wyrazić to, jakim jesteś chujem. - odepchnęła mnie lekko i ruszyła w stronę swojego pokoju.
Pocierając piekący lekko policzek, wszedłem do kuchni po coś zimnego, co schłodziłoby pieczenie.
Nie miałem do niej żalu o to, że dostałem. Może należało mi się? Może potrzebowałem tego, żeby przejrzeć na oczy, i naprawdę spostrzec to, jakim chujem w rzeczywistości jestem? Może zachowuję się jak egoista... Może już nim się stałem.



____________________________________________________________________________
Hejo! ♥
Poprzedni rozdział miesiąc temu! Hahahaha, śmiać mi się chce ze mnie, jak sobie pomyślę jak się rozleniwiłam xD
Kocham Was i proszę o komentarze :*
Aaaa... mam jeszcze jedną prośbę! Zajrzyjcie tu i skomentujcie! To ważne!! ♥ ----> http://for-you-live.blogspot.com/  ♥☻

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 10

Wczoraj, gdy byliśmy w sklepie w celu kupienia czegoś, co będzie potrzebne na przyjazd przyjaciół Harrego, specjalnie go zgubiłam, żeby w spokoju kupić sobie papierosy. Nie paliłam nałogowo, ale przed przyjazdem tutaj, coraz częściej mi się to zdarzało.
Chyba za bardzo potępiałam Harrego, ze względu na jego denerwujący charakter, ale czasami potrafi być w pełni przyjazny do przyjacielskiego pogadania. Chociaż nad nazwaniem jego i siebie przyjaciółmi, zastanowiłabym się...
- Trish, przyjdziesz tu, czy mam ci pomóc? - zmieniam zdanie...
- Idę już. - jęknęłam przeciągle, kierując się w stronę kuchni, gdzie czekał Harry.
- Dziś odpuścimy sobie zajęcia, ale za to...
- Tak, wiem. Jutro będzie dłużej. Mówiłeś już to. - przerwałam, widząc jak Harry składa ręce na klatce piersiowej. - No co? Nie trzeba mi ciągle tego samego powtarzać, rozumiem. - westchnęłam i cwaniacko się uśmiechnęłam, widząc jak chłopak wzdycha i wywraca oczami.
- Robisz tą sałatkę, o którą wczoraj mi trułaś głowę? - podniósł brew. To prawda. Miały być same chipsy, paluszki, ale przebywając w markecie, zastanawiałam się, czy czasem nie pomyśleć o czymś innym... Żeby choć trochę zjeść coś porządnego, a nie tylko zapychać żołądek chipsami...
- Oczywiście, a ty mi w tym pomożesz. - posłałam mu promienny uśmiech, a on pokręcił głową.
- To był twój pomysł, ja się zmywam. - wsadził ręce do kieszeni, i zaczął kierować się w stronę drzwi. Zrobiłam minę w stylu 'wtf' i powiedziałam sobie, że tak nie będzie.
- Słucham?
- Nie mów słucham, bo cię wyrucham. - chwycił jabłko w dłoń i podrzucił je do góry.
- Harry... - jęknęłam na jego niezbyt miłe wypowiedzenie. Odwrócił się do mnie i spojrzał na moją twarz z rozbawieniem.
- Trish Baker. Chyba się nie zawstydziłaś, co? - zarechotał, na co wzięłam w rękę cebulę, którą trzeba było pokroić i rzuciłam w Harrego, a ten na swoje szczęście ją złapał.
- Masz, pokrój i koniec gadki. - odwróciłam się do niego tyłem, wyjmując z lodówki produkty, które są niezbędne w przygotowaniu tego, co zamierzałam zrobić.
- Jak się rządzić, to się rządzić. Więc panno Trish Baker, nie wypinaj się tak, bo robisz mi na siebie straszną ochotę. - zaśmiał się.
- Chcesz dostać czymś drugim? - spojrzałam na niego, odwracając tylko twarz.
- Nie, nie. - powiedział cicho i schylił głowę w celu zaczęcia krojenia. Widziałam, jak na jego twarzy gościł cały czas ten sam cwaniacki uśmieszek. Ciekawe o czym myślał...

***

- No, no, no. - powiedział Harry z pełną buzią. - Nie wiedziałem, że się tak spiszesz. - zajadał się sałatką, która w połączeniu z naszymi siłami, była w mgnieniu oka skończona.
- Nie jedz tego cały czas... - narzekałam, sprzątając z szafki rzeczy, które były już niepotrzebne.
- No dobra, ale jak przyrzekniesz, że będziesz robić ją co tydzień. - podszedł bliżej mnie i podparł się rękoma o blat, cały czas się we mnie wpatrując.
- Coś mi się wydaje, że na początku, gdy wspomniałam ci o sałatce, narzekałeś, że 'kurwa, po co nam jakaś jebana sałatka?' więc wniosek z tego taki, że jak mnie ładnie poprosisz to może, może... - posłałam uśmiech pełen cwaniackich myśli.
- Szantaż? Zmuszę cię, a nie. - prychnął i podszedł stając obok mnie, pomagając mi sprzątać. Nasze ramiona się ze sobą stykały, co dawało mi nieokreśloną, dziwną przyjemność.
- Nie dam się tak łatwo. - spojrzałam na niego w górę.
- Zobaczymy. - odpowiedział szeptem, jakby skupiał się nad czymś szczególnym. Wpatrywał mi się w oczy, tak samo jak ja w jego. Zatopiłam się w nich zupełnie przez przypadek, tak jakoś to nastąpiło. Tak naprawdę nie chciałam, żeby doszło do takiego momentu, że Harry widział mnie zupełnie zahipnotyzowaną.
Jakoś ocknęłam się i szybkim ruchem spojrzałam w dół, na blat, na którym jeszcze trochę trzeba było posprzątać.
- Ja już dokończę, a ty przełóż tą sałatkę w jakieś mniejsze miseczki i schowaj do lodówki. - chłopak bez słowa odbił się rękoma od blatu i podszedł do stołu, gdzie stała sałatka.
Nie miałam najmniejszego pojęcia, co tak naprawdę znaczyło te głębokie spojrzenie w oczy, ale bez zaprzeczenia mogę rzec, że pokochałam jego paczadełka. Tyle blasku można w nich dostrzec, tyle pięknych odcieni zieleni, jak i lekkiego błękitu.
Gdy oboje skończyliśmy wykonywane jeszcze przed chwilą czynności, zdążyłam dostrzec, że była godzina dziesiąta. Harry wspominał coś, że jego przyjaciele mają przyjechać późnym popołudniem i zostać aż do jutra. W sumie to dobrze, bo przynajmniej mam szansę poznać nowych, może przyjaznych ludzi.
- Dzięki za pomoc. - posłał mi niesamowity uśmiech.
- To ja dziękuję. W sumie to ja upierałam się na tą sałatkę. - zachichotałam cicho, i zauważyłam jak Harry czule, lub nie, patrzył na mnie.
- Ale pomogłaś mi w zakupach, a bez tego sałatki by nie było. - po raz kolejny uśmiechnął się, sprawiając, że wariowałam w środku. Musiałam jakoś temu zapobiec, więc szybko coś wypaliłam.
- Idę zadzwonić do mamy. Jak będziesz czegoś potrzebował, to przyjdź, czy coś... - skinął głową, po czym wyszłam z kuchni, jeszcze przed tym obdarzając Harrego spojrzeniem.

***

Uwzględniając fakt, iż naprawdę dawno nie rozmawiałam z mamą, postanowiłam do niej zadzwonić. Dzisiejszy dzień był ciepły, więc wyszłam na dwór z telefonem, wykręcając jej numer. Po kilku sygnałach zrezygnowałam i połączyłam się jeszcze raz.
Nie odbierała.
Już miałam kierować się do domu, gdy nagle coś zaszeleściło niedaleko jeziorka.
- Pssst... - odwróciłam się w stronę wydobywającego się hałasu i ujrzałam Jennę idącą powolnym krokiem w moją stronę.
- Cześć. - uśmiechnęłam się do niej.
- Daruj sobie. - prychnęła. Nie wiedziałam o cóż jej może chodzić. - Miałaś informować mnie o planach, jakie Harry i ty wymyślacie. - schowała dłonie do kieszeni ciasnych spodni.
- Nie było okazji. Z resztą... na co ci te informacje? - zmrużyłam oczy i czekałam na jakiekolwiek wyjaśnienia. Czyżby Harry miał rację, co do jej charakteru?
- Potrzebne. Wkurwiłaś mnie tym, wiesz? Współpracuj z nami, a zobaczysz, że osiągniesz coś lepszego. - słucham?
Zrobiłam pytającą minę i spodziewałam się wybuchu ze strony tej dziewczyny. Zaczynała mi się nie podobać, a jej zachowanie wzbudzać we mnie dreszcze i nieprzyjemne uczucie niebezpieczeństwa.
- Kurwa, dziewczyno! Wasza poprzednia akcja była beznadziejna! Nie widzisz tego? - podniosła brew. - Czego w ogóle tam chcieliście?
- To nie twoja sprawa i nie będę z tobą dłużej rozmawiać. Myślałam... myślałam, że jesteś inna. - wydusiłam, powstrzymując płacz. Chciałam nie dopuszczać do siebie myśli, że Harry miał rację. Właśnie w tej chwili poznałam prawdziwe oblicze Jenny.
- Trish... ty idiotko. Zastanów się jeszcze dobrze, zanim wskoczysz Harremu do łóżka. - rzuciła na odchodne i odeszła skąd przyszła.
Czy ona myśli, że zrobiłabym z siebie dziwkę? Odkąd tu jestem, nigdy nie pomyślałam o seksie, a szczególnie z Harrym. Wcale o tym nie myślę i jest mi z tym dobrze.
Chcąc zapomnieć o przykrym jak dla mnie wydarzeniu, udałam się do domu, słysząc jak Harry nuci coś przebywając w łazience. Mam nadzieję, że nie zobaczył jak z nią rozmawiałam. Nie może się o tym dowiedzieć. Przecież zabronił mi się z nią spotykać.

***

Po godzinie 16, Harry zawołał mnie z prośbą przygotowania szklanek, talerzyków itp. Biorąc pod uwagę fakt, iż tego wszystkiego było mało do przygotowywania, mógł sam to zrobić, ale mieszkam tu z nim, więc czegoś musi wymagać.
Większość czasu, po powrocie z przykrej konwersacji z Jenną, rozmawiałam z mamą. Oddzwoniła do mnie i przepraszała, że wcześniej nie odebrała, ale nie miała czasu. Rozumiem ją doskonale, bo odkąd wyjechałam, wszystkie obowiązki domowe, jak i inne spadły na nią. Kiedyś muszę się do niej wybrać, ale przed tym pogadać z Harrym na ten temat.
Ulżyło mi, gdy moja rodzicielka powiedziała, że wszystko u niej okej i dobrze się trzyma. Nie jest starą osobą, ale przebywa teraz sama, więc strasznie się o nią martwię. Może nie powinnam jej teraz zostawiać, ale zgodziła się. Wbrew jej woli nie mogłabym tu przyjechać. Miałabym to wszystko na sumieniu.
Było po godzinie 19, gdy po domu rozbrzmiał dzwonek. Harry poszedł otworzyć, za to ja wybierałam z miseczki moje ulubione cukierki i odkładałam je na bok. Wycierając szklanki, jakie sama wybrałam spośród wielu, usłyszałam ogromny gwar i śmiechy dochodzące z korytarza. Szybkim ruchem wygładziłam czarną bokserkę, podciągając odpowiednio do góry, żeby za wiele nie odsłaniała. Spojrzałam na jasne rurki, żeby upewnić się, że nigdzie ich nie zabrudziłam. Musiałam wywrzeć na nich dobre wrażenie, żeby choć w najmniejszym stopniu ich do siebie przekonać.
Odwróciłam się w stronę wejścia, gdy spostrzegłam, że już weszli do kuchni, aby dalej przejść do salonu.
Ujrzałam czterech chłopaków, w tym trzech chyba ze swoimi dziewczynami. Uroczy blondyn prawdopodobnie był sam.
- Może nas przedstawisz? - blondyn zwrócił się do Harrego.
- Poznajcie Trish. - wskazał na mnie, i kolejno zaczął przedstawiać 'przybyłych' - To jest Louis i jego dziewczyna Eleanor, Zayn i Perrie, Liam i Sophia, no i Niall jest sam. - uśmiechnął się. Wszyscy byli tak przystojni, że aż kurwa nie wiem skąd się urwali. Dziewczynom mogłam tylko pozazdrościć takiej urody.
- Miło mi was poznać. - podeszłam do nich i z każdym po kolei uścisnęłam dłoń. Odpowiadali 'hej', 'mi również' itp.
Po krótkim poznaniu bliżej, Harry zaprosił ich do salonu, a mnie ruchem głowy zawołał do kuchni. Wśród ludzi z salonu panował gwar, ale Harry i tak mówił szeptem.
- Wyglądasz jakoś inaczej. - spojrzał na mnie z góry.
- To znaczy?
- Odważniej. - dziwnym sposobem nie była to odpowiedź w żadnym wypadku sarkastyczna, czy ironiczna, a nawet cwaniacka. Po prostu cicho, tak jakby z lekkim zawstydzeniem.
- Uhm... dzięki? - czułam się niezręcznie, a do tego była strasznie mała przestrzeń między nami. Zakładając kosmyk włosów za ucho, spojrzałam na niego z pod pomalowanych trochę odważniej rzęs, a moje usta automatycznie się otworzyły. Coś dziwnego się ze mną działo, ale nie mogłam określić co.
- Chodźcie do nas! - ktoś krzyknął.
- Uhm... tak, chodźmy. - odwróciłam się w stronę blatu, zabierając talerzyki i wręczając je Harremu. Sama wzięłam szklanki i zaniosłam je do reszty. Przyglądali mi się dziwnie, co sprawiało, że czułam się strasznie niezręcznie. Z tego co pamiętam chyba Perrie to zauważyła i przerwała ciszę:
- To wy sobie pogadajcie, a my z dziewczynami poznamy bliżej Trish. - uśmiechnęła się do mnie. Ruszyłyśmy razem do kuchni w celu pogadania, przed tym zanosząc co nie co z przygotowanego jedzenia do salonu.
Gdy usłyszałyśmy, że chłopaki zaczęli głośną konwersację, także mogłyśmy rozpocząć rozmowę, nie przejmując się, że mogą nas podsłuchać.
- Więc opowiadaj coś o sobie. - uśmiechnęła się Eleanor.
- No cóż... Jestem Trish Baker, mam 19 lat. Pochodzę z Londynu, ale przyjechałam tu...
- Wiemy. - przerwała mi brunetka, jak się nie mylę - Sophia. - Harry już w pierwszy dzień twojego przyjazdu zadzwonił do chłopaków, że przyjechała jakaś laska. - cicho zachichotała.
- Ah tak... - uśmiechnęłam się.
- Czy ty coś z Harrym... ten... no wiesz...?... - zapytała Perrie. Wydawało mi się, że ona jest z nich najbardziej rozgadana.
- Nie! - szybko zaprzeczyłam. - Skądże. Ja tylko się tu uczę, ponieważ bardzo mnie to kręci, a później nasze drogi się rozejdą. Ja wrócę do Londynu, a on będzie przyjmował kolejne uczennice... - wstrząsnęłam ramionami.
- Harry coś wspominał, że chce z tym skończyć, że to męczące... - wtrąciła El.
- Tak? - zdziwiłam się.
- To znaczy... uh, głupio to zabrzmiało. Nie męczy go nauka, tylko coś innego, ale nie wiem czy jesteś uprawniona, żeby o tym wiedzieć... - skrzywiła się dziewczyna Louisa.
- Wiem. Harry już kilkakrotnie powiedział mi, że ma jakieś tajemnice, ale nie mogę o nich wiedzieć.
- To mógł ci wcale nie zaczynać o tym mówić... - prychnęła Perrie.
- Właśnie to samo mu powtarzałam. - wybuchnęłyśmy śmiechem. Myślałam, że będzie totalnie sztywno, ale polubiłam je już. Były takie na luzie.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę, dziewczyny poopowiadały mi trochę o sobie, dopóki chłopcy nie zawołali nas do salonu. Wzięłyśmy przy okazji sałatkę z lodówki, porozdzielaną do kilku miseczek.
- O czym tak gadałyście? - zaatakował nas w wejściu Zayn.
- O wszystkim. Nie interesuj się. - jego dziewczyna wytknęła mu język, a ten posłał jej buziaka. Uśmiechnęłam się na sam widok takiej słodkiej sytuacji.
Usiadłam z jednej strony obok Nialla, a z drugiej obok Sophi, która rozmawiała cicho z Liamem. Centralnie przed sobą miałam Harrego. No kurwa, każdy, tylko nie on. Będzie mnie rozpraszał jego widok.
- Jaka pycha sałatka. No stary, postarałeś się. - poklepał go po ramieniu Louis.
- Ja tylko pomagałem. To zasługa Trish. - spojrzał na mnie.
- Naprawdę? - zdziwił się. - Gotujesz?
- Nie... tak jakoś kiedyś z mamą razem przyrządzałyśmy i zasmakowała mi, więc poprosiłam Harrego, żebyśmy zrobili. - uśmiechnęłam się w jego stronę. Każdy pochwalił moją sałatkę i zaczęły się rozmowy. Bardzo dobrze dogadywałam się z Niallem, mieliśmy wspólne tematy. Śmialiśmy się i chichotaliśmy. Często zauważałam, że Harrego wzrok spoczywał na mnie, a gdy to zauważałam, czasami odwracał wzrok w ogóle tym nie ruszony, albo szybko zagadywał do Louisa.
Kilka godzin tak przegadaliśmy, aż zrobiło się późno. Harry poszedł wyznaczać pokoje, więc wzięłam się za sprzątanie. Dziewczyny nalegały, żeby mi pomóc, ale zganiłam je, przekonując, że są na pewno zmęczone dosyć długą podróżą.
Najpierw sprzątnęłam miseczki po sałatce - nic z niej nie zostało, co strasznie mnie cieszyło, bo chyba zasmakowało wszystkim, ale to także Harrego zasługa. Sprzątałam w zupełnej ciszy, tylko co chwila zamruczałam jakąś melodię. Usłyszałam jak drzwi wejściowe się zamykają, ale pomyślałam, że może których z chłopaków pali, czy coś.
Gdy prawie wszystko było posprzątane, ponownie drzwi dały o sobie znak, a po chwili ktoś wszedł do kuchni.
- Trish, chodź na chwilę. - usłyszałam stanowczy głos Harrego za sobą.
- Nie możesz chwilkę zaczekać? Już kończę...
- Chodź tu natychmiast. - odpowiedział już mniej cierpliwym głosem. Kurwa... co się mogło stać?
Zostawiłam wszystko tak jak było, wytarłam ręce i wyszłam z Harrym na korytarz.
- Co ty sobie, kurwa myślałaś rozmawiając z Jenną aż dwa razy?! - naskoczył na mnie już na samym początku. Nie ukrywałam zdziwienia, ani zszokowania. Musiał z tą dziewczyną teraz rozmawiać. - Chyba ci coś, kurwa mówiłem, nie?! - głośny, zdenerwowany szept wypełniał w tej chwili pomieszczenie.
- Przepraszam bardzo, ale to ona mnie zaczęła nachodzić! - postanowiłam się bronić.
- Co nie zmienia faktu, że z nią rozmawiałaś! Ukrywałaś to, i gdyby ci to przeszkadzało, podzieliłabyś się tym ze mną!
- Tak, kurwa? Żeby już nie mieć u ciebie życia, bo byś się ciągle czepiał?! Wolałam zatrzymać to dla siebie! - wykrzyczałam mu w twarz. Nie obchodziło mnie to, czy ktoś nas usłyszy, czy nie, Harry podobno dał im pokoje na górze, więc może nie usłyszeli.
- Właśnie o to chodzi, żebyś o takich rzeczach mi mówiła! - wykrzyczał. - Nie po to ci cały czas gadam, żebyś ty to sobie olała i robiła, co ci się kurwa podoba! Może przepisz się do nich i będzie kurwa najlepiej! - wskazał ręką na drzwi.
- Rozważam nad tym, wiesz?! - spojrzałam na niego z obrzydzeniem, idąc w stronę pokoju. Wzięłam paczkę papierosów, którą kupiłam sobie wczoraj i skierowałam się na dwór, chowając ją do kieszeni bluzy, którą także chwyciłam. Widziałam jak Harry opiera się o ścianę i ma głowę schowaną w dłoniach.
- Gdzie? - zapytał już całkiem opanowanym głosem, gdy chwyciłam za klamkę. Nie odpowiedziałam mu, tylko jak najszybciej wyszłam z tego jebanego miejsca. Zauważyłam, że większość naszych kłótni odbywa się na korytarzu.
Nie zważając na późną godzinę, jaką była pierwsza, usiadłam na schodach, zakładając bluzę i na głowę kaptur. Wyjęłam z paczki jednego papierosa, a resztę schowałam, po czym zapaliłam, napawając się uspokajającą tytonią. Pozwalało to koić moje nerwy, których przyczyną był Harry. Zawsze musiał coś spierdolić, bez względu na to, czy był do tego powód, czy nie.
Po co się tak wpieprza? Na co mu to? Niech zajmie się swoim życiem. Niech popracuje nad ogarnięciem swoich zmian humoru, bo zachowuje się gorzej niż baba w ciąży.
Usłyszałam jak drzwi się otwierają i po chwili poczułam jak ktoś usiadł obok mnie. Nie kto inny, lecz Harry. Nie przejmowałam się zbytnio jego obecnością, ani ciszą, która nas ogarnęła. Po co przylazł?
- Na co ci to? - wskazał na papierosa, który akurat w tej chwili spoczywał w mojej buzi. Nie odpowiedziałam mu.
- Może tak łaskawie mi odpowiesz? - widziałam dokładnie kątem oka, jak na mnie patrzy, ale również to mnie nie wzruszyło.
- Wiesz co? Jakoś nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - wstałam i otrzepałam się z czegoś niewidzialnego. - Najpierw się na mnie wydzierasz, później starasz się nawiązać ze mną konwersację, jakby nigdy nic się nie stało, ale to rani. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo, Harry. Zastanów się nad swoimi zmianami humoru, bo inaczej nie dogadamy się. A co do Jenny, to przekonałam się jaka jest z niej suka. Tak, ciesz się teraz. Powiedz mi jaka to byłam głupia, wierząc jej, a nie tobie. Czekam. - łzy zaczęły kręcić mi się w oczach, a Harry zachowywał się tak, jakby w ogóle to do niego nie dotarło.
- Wiedziałam. Nie powiesz już nic. - podsumowałam, i zgaszając papierosa, wróciłam do domu.
Jego oczy są tak śliczne, tak hipnotyzujące, tak zniewalające, że aż nie wierzę, że należą do NIEGO...
__________________________________________________________________________
Tak na wstępie: PRZEPRASZAM! Znów rozdział pojawił się za trzy tygodnie od poprzedniego... A miałam się poprawić, ale nie miałam weny... :/
Mam nadzieję, że mi wybaczycie, bo JA TAK WAS KOCHAM... ! :D <3
Liczę na komentarze, które wspomogą kontynuację rozdziałów. :)
P.S. Długi? Może być? :D

niedziela, 5 października 2014

Rozdział 9

Dzisiejsze lekcje przebiegały wyjątkowo przyjemnie, być może dzięki wczorajszemu dniu. W jednej chwili do mojej głowy napłynęły obrazy z wczorajszego podwieczorka, jak to uśmiech Trish nie schodził jej z twarzy. Dziewczyna była pełna zażenowania, ale właśnie wtedy mam satysfakcję, że jednak udało mi się ją chociaż w najmniejszym stopniu zawstydzić.
Przez większość czasu pragnąłem dopuścić do siebie myśl, że ta dziewczyna kiedyś stąd wyjedzie, a razem z nią moje zmartwienia o to, że może jej się coś tu stać. Przy przyjmowaniu Trish Baker obiecałem jej mamie, że o nią zadbam, że nic jej nie będzie i tak się stanie.
Ona jest zupełnie inna. Inna od wszystkich, bo w końcu nie taka sama. Nikt nie jest identyczny, ale ona wyjątkowo różni się od innych lasek tu wcześniej przebywających. Gdy tylko dowiedziały się, że ja jestem 'pan Styles', nie było mowy o zakrytych nogach, czy bluzce bez dekoltu, a na cóż... korzystałem z tego. Trish ukrywa wszystko co kobiece i nie powiem, że nie przeszkadza mi to, bo przeszkadza.
- Wyżej broń! - zwróciłem jej uwagę, po czym usłyszałem głośne westchnięcie z jej strony.
- Nie mam siły już... - jęknęła, zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho. Celowo upadła na ziemię, na co skrzywiłem się, bo mnie by to zabolało... Przysiadłem obok niej, a po chwili już leżałem. Nie wiem co czuła w tej chwili, ale zamknęła oczy, szybko oddychając. W tej chwili leżeliśmy spory czas i nie wiem czemu, ale odpowiadało mi to. Również miałem zamknięte oczy, ale otworzyłem je, gdy usłyszałem szczekanie mojego psa koło siebie.
- Przestań! - śmiała się Trish, gdy labrador lizał ją po twarzy i siedział na niej. Sory stary, ale tylko ja tak mogę robić. - powiedziałem w duchu.


Usiadłem i lekko zepchnąłem psa z dziewczyny, głaszcząc go po łebku.
- Jak ma na imię? - zapytała i patrzyła na psa z uśmiechem.
- Dolar. - odpowiedziałem, przytulając się do niego. Oczy dziewczyny były przepełnione zachwytem.
- Słodko. - uśmiechnęła się tak, jak powiedziała. - Ale dlaczego akurat tak? - czasami irytujące jest to, że tak bardzo często zadaje pytania.
- Kiedyś z Jenną... - przerwałem, gdy zastanowiłem się co tak naprawdę chciałem jej powiedzieć. Nie mogła wiedzieć o niczym, co robiliśmy kiedyś z Jenną...
- Co z Jenną? - spytała, nagle wiercąc się. - Powiedz, bo...
- Bo co? Mówię, że nie i więcej nie pytaj. - przerwałem jej, dosłownie na nią warcząc. Uciszyła się, a na jej twarzy zagościło zmieszanie. Tylko ona z dotychczasowych 'uczennic' powodowała, że miałem szybkie zmiany nastroju. Tylko ona doprowadzała, że na nią 'warczałem'. Tylko ona powodowała, że miałem ochotę do uśmiechu... Dziwne uczucia mną kierowały, a to tylko za sprawą tej dziewczyny.
- Dolar, idź. - odepchnąłem lekko od siebie psa, który już po chwili biegł w stronę swojego legowiska.
- Dlaczego go wygoniłeś? - odezwała się nieco oburzona Trish.
- Bo chcę z tobą obgadać kilka spraw, a przez niego nie zwracałabyś uwagi na mnie tylko na niego. - mrugnąłem do niej oczkiem, uśmiechając się cwaniacko. Stuknęła mnie łokciem, wstając z ziemi i otrzepując z siebie niewidzialne zabrudzenie.
- Chodź na ławkę. - wskazałem ruchem ręki, żeby szła za mną, co rzeczywiście wykonała. Musiała dobiegać do mnie czasami, bo szedłem szybko. Nic nie mogłem poradzić na to, że przynosiła mi satysfakcję to, gdy jej pogodna twarzyczka zmieniała wyraz na lekko oburzony, lub irytujący.
- Jesteśmy. - doszliśmy do miejsca, gdzie najbardziej lubiłem przebywać, gdy potrzebowałem chwili spokoju. Tak, ja Harry Styles także muszę sobie pomyśleć choć przez chwilę.
- Ślicznie tu jest. - powiedziała oczarowana widokiem, który ujrzała już kilka dni temu, gdy po raz pierwszy się u mnie zjawiła. Tak naprawdę tylko dużo zieleni powodowało, że to miejsce wydawało się takie zaczarowane, lub magiczne. Styles, gadasz jak cipa...

*Trish*
 
- Muszę powiedzieć ci kilka rzeczy o jakich musisz wiedzieć przebywając tu. Nie czuj się jakoś wyjątkowo, ponieważ wie o tym każda uczennica. - rzekł, naprawdę mnie tym wkurzając. W żadnym wypadku nie czułabym się wyróżniona, niewiadomo co by się stało.
- Słucham cię w takim razie. - podniosłam ręce ku górze w geście irytacji.
- Widziałaś tą dziewczynę, z resztą dziś o niej minimalnie usłyszałaś... - prawie nic. - Jenna, tak to jest Jenna. Najbardziej wredna dziewczyna jaką kiedykolwiek widziałem, także nie chciałbym żebyś z nią kiedykolwiek rozmawiała. - ups. Za późno panie Styles. Już z nią rozmawiałam, tylko ty o tym nie wiesz...
- Po jej stronie, na tamtej posesji... - wskazał na równie ogromną część tak jak jego. -... mieszka z nią taki jeden chłopak Ian. Nie wiem czy są razem, czy cokolwiek ich łączy i nie chcę wiedzieć, tak naprawdę mnie to jebie, ale...
- Przestań, okej? Nie wtrącaj się w ich sprawy. Tak naprawdę pewnie nie wiesz jacy ją. - przerwałam mu, doskonale wiedząc, że nie będzie mu się to podobało. Jennę już widziałam, wydawała się bardzo miła. Chłopaka nie, ale równie dobrze może być taki sam jak ta dziewczyna.
- A ty szczególnie nie wiesz kto to, więc zachowaj wszystkie swoje komentarze dla siebie, bo wiem co mówię. - wywróciłam oczami na jego beznadziejny komentarz. Poprawił dłońmi włosy, po czym głośno westchnął, kontynuując dalej.
- Skrywamy sekret, którego i tak nie będziesz wiedzieć... - westchnął kolejny raz.
- Więc po co mi to mówisz? Żeby wzbudzić we mnie większą ciekawość? - uniosłam ręce w geście irytacji, tym samym wywracając oczami. 
- Przestań się wszystkiego czepiać i się zamknij! - jęknął. Fuknęłam oburzona, i zakładając ręce na piersi, oparłam się o tył ławki.
- Mogę kontynuować? - spojrzał na mnie.
- Jak chcesz.
- Kurwa, Trish...
- No okej, mów. - wywróciłam oczami.
- Okradli mnie kiedyś z naprawdę dobrych karabinów i różnego rodzaju broni, o których istnieniu pewnie nawet nie masz pojęcia. - łokcie oparł o swoje kolana, głowę spuszczając i patrząc w dół.
- I co w związku z tym? - podniosłam brew.
- Chciałbym, żebyś pomogła mi je odzyskać. Nie pytaj czemu tak nagle chcę od ciebie pomocy, tylko po prostu przyjmij to do siebie. - naprawdę miałam ochotę pomęczyć go kolejnymi pytaniami, czemu chciał ode mnie pomocy, ale darowałam sobie. - Więc jak będzie? - obrócił się w moją stronę, patrząc wyczekująco.
- Niech ci będzie. - skinęłam głową.

***

- Nie zgadzam się! Nie chcę w tym się nikomu pokazywać! - zaprotestowałam, gdy Harry kazał włożyć mi na siebie strój moro, który nie powiem, nie podobał mi się ani trochę. Był o wiele za duży, przez co wisiał na mnie, pozbawiając mnie kobiecości, której i tak nie za wiele posiadałam.
- Nikt cię nie będzie widział! - zaśmiał się, cały czas mi się przyglądając. Jeszcze tego mi brakowało, żeby jeszcze on się ze mnie śmiał.
- Muszę w tym? Nie mogę w swoich ciemnych ubraniach? - jęknęłam.
- A co ty sobie myślisz, że gdybyś poszła do szkoły wojskowej, chodziłabyś w czarnych spódniczkach i bokserce niezakrywającej prawie nic? - podniósł brew. Może miał rację... Chciałam iść do szkoły wojskowej, a tam na pewno miałabym taki strój.
- Niech ci będzie... - przewróciłam oczami.
- Zawiążę kiedyś ci te oczy. Cały czas nimi kręcisz. - bąknął w moim kierunku, przez co wykonałam czynność wspomnianą sekundę temu.
- Czemu ty tak nie wyglądasz? - rzuciłam oburzona w jego stronę, pokazując na mój wygląd. Harry był w zwyczajnych czarnych dresach i czarnej koszulce bez rękawów.
- Bo jesteś w tym taka seksowna, że musisz tak wyglądać, dlatego. - mrugnął oczkiem, przez co kopnęłam go w tyłek.
- Nie przeginaj! - ostrzegł mnie, wskazując na mnie palcem. - Ruszamy. - zachichotałam z jego uwagi. Jakoś niezbyt się go bałam.
Gdy byliśmy naprawdę blisko ich posesji, Harry wytłumaczył mi, że musimy być naprawdę cicho, żeby nie zostać nakrytym. To właśnie ja miałam wykonać główną robotę, bo miałam zakraść się go garażu i zabrać to, po co przyszliśmy - chociaż nie do końca wiedziałam jak to wszystko wygląda - a Harry miał mnie osłaniać.
- Ruszaj. - pchnął mnie lekko w stronę ich posiadłości, przez co wzdrygnęłam się, bo zobaczyłam młodego mężczyznę na przeogromnym podwórzu. Nie wiem, czy Harry go nie zauważył, czy po prostu uznał, że to jest odpowiedni moment na atak.
- Jenna! Intruzi! - krzyknął zabawnie, chociaż poważnie mężczyzna, przez co zostałam zaciągnięta przez Harrego do swojej piersi, w celu wycofania się.
- Kurwa... - przeklął cicho pod nosem, po chwili stawiając mnie na ziemię. - Biegniemy! - rozkazał. Wykonałam, co to mi kazał.
Przyznam szczerze, że takie podniesienie adrenaliny jest w porządku, bo przynajmniej coś się dzieje.
- Harry, to przeze mnie? - zapytałam chłopaka, gdy przekroczyliśmy próg jego posesji.
- Nie przez ciebie. - oddychał szybko przez skończony przed chwilą bieg.
- Mimo wszystko, przepraszam. - nie wiem czemu to zrobiłam, ale...
- Nie przepraszaj, to nie była po prostu odpowiednia chwila. - uśmiechnął się lekko, przez co dodał mi otuchy. - Jutro przyjeżdżają moi przyjaciele. Musimy się jakoś przygotować, hm? Pomożesz mi?
- Okej.

_________________________________________________________________________________
Wow, wow, wow!
Ale mnie tu dłuuuugo nie było! Najmocniej przepraszam, ale potrzebowałam czasu i dlatego tak późno rozdział jest... 3 tygodnie przerwy wystarczająco mi wystarczyły xD
Kocham Was i proszę o komentowanie! <3

środa, 10 września 2014

Rozdział 8

Cicho weszłam do kuchni i usiadłam przy stole, uderzając paznokciami o blat. Wpatrywałam się w Harrego ruchy.
- Może pomóc ci w czymś? - spytałam po chwili pełna obaw, że otrzymam irytującą, bądź złośliwą odpowiedź.
- Nie trzeba. - Rzucił szybko i nalał coś na patelnię. Wydawało mi się, że robił omlety... Gdy odmówił pomocy, wyjęłam telefon i zaczęłam się nim bawić. Weszłam w moją ulubioną grę i totalnie się wkręciłam.
- Odłóż telefon i zacznij w końcu jeść. - Harry pomachał mi przed oczami ręką, po czym wyrwał mi urządzenie z dłoni, zablokował przyciskiem i odłożył na szafce. Spojrzałam na niego wzrokiem zabójcy, a on tylko uśmiechnął się i wskazał na talerzyk przede mną z omletami, bitą śmietaną i truskawkami. Kurwa, jaka kolacja! To takie przeprosiny, czy jak?
- Dzięki. - Mruknęłam i wzięłam się za jedzenie. Przeżuwałam wszystko powoli, czasem przyłapując Harrego na gapieniu się na mnie. Miałam ochotę powiedzieć coś, jednak powstrzymałam się, zanim z moich ust wyleciałoby coś, czego później bym żałowała.
- Opowiedzieć ci kawał? - odezwał się Harry, gdy piłam herbatę. Spojrzałam na niego dziwnie. Czy on chciał prowadzić ze mną jakąkolwiek konwersację? Posłał mi spojrzenie typu 'no co?' i wzruszył ramionami.
- Jeśli to będzie coś zboczonego, to możesz sobie odpuścić. - fuknęłam, co spotkało się z głośnym śmiechem Harrego. Naprawdę się śmiał... niesamowity widok. Musiałam korzystać z okazji, bo może mi się taka nie trafić.
- Oj przestań. Zaczynam opowiadać pierwszy. - powiedział niemalże jak małe, cieszące się dziecko i poprawił się na krześle. Nic nie mogłam poradzić na to, że wywróciłam oczami i rozpoczęłam chichot. Doskonale wiedziałam, że nie będzie mi dane usłyszeć 'normalnego' kawału.
- Taki krótki. - zaczął Harry. - Nie będzie zboczony. - zapewniał mnie.
- Zaczynasz? - ponownie przewróciłam oczami, a on kiwnął głową.
- Okej. 'Mąż mówi do żony:
             - Idź po piwo.
             - Ależ kochanie, może jakieś magiczne słowo? - śmiałam się z Harrego, gdy mówił piskliwym głosem.
             - Hokus pokus, czary mary, wypierdalaj po browary!'
- Albo jeszcze to:
            'Mąż na wakacjach z żoną uprawia seks. Żona do niego:
            - Kochanie, mi się wydaje, że ty mnie ruchasz jak zwykłą dziwkę. Może jakieś dwa magiczne  
            słowa?
            - Wyżej dupę.'
- Nie znasz czegoś normalnego? - zamarudziłam, na co zaśmiał się.
- Co znaczy w twoim słowniku - normalnego? - podniósł jedną brew i swoje ręce złożył na klatce piersiowej.
- Coś na przykład z... Jasiem? - nic nie mogłam poradzić na to, że chęć wstania z krzesła i przywalenia mu narastała, gdy ponowny śmiech, połączony z chichotem opuścił jego usta.
- O! Akurat znam. - uśmiechnął się.
  'Jasiu wchodzi do pokoju, gdzie rodzice są w łóżku. Jasiu się pyta:
  - Co wy robicie?
  Rodzice udawali, że nie słyszą. Po czym znowu pyta.
  - Co wy robicie?
  Na to tata:
  - Jedziemy rowerkiem.
  Po 10 minutach tata wchodzi do pokoju i widzi Jasia i Małgosię w łóżku i pyta:
  - Co wy robicie?
  Na to oboje:
  - Doganiamy was.'
- Lepiej się już nie odzywaj... - zastawiłam twarz dłońmi, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu, ale także zażenowania, gdy Harry opowiadał mi kawały.
- Teraz ty coś opowiedz. - stuknął mnie w rękę, wyciągając swoją przez stół.
- Zadam ci pytanie. Zobaczymy czy znasz odpowiedź.
- Wal. Jestem gotowy. - niemalże krzyknął, jakby przygotowywał się do jakiejś walki.
- Dlaczego na świecie nie produkuje się czarnych prezerwatyw? - uniosłam jedną brew, bez przerwy wpatrując się w jego twarz, na której migotało rozbawienie.
- A nie produkują? - złączył brwi prawie w całość, cały czas się uśmiechając. Pokręciłam głową.
- Jaki znawca! - zaśmiał się. - A tak serio to nie mam pojęcia.
- Bo czarny wyszczupla. - zachichotałam. - Z resztą tobie nawet biała, która 'uwydatnia kształty' nie pomoże. - zaśmiałam się ponownie.
- Ah tak?! - wstał NIBY oburzony i urażony Harry i zaczął rozpinać pasek. - Pokazać ci?
- Nie! - krzyknęłam niemalże od razu i wstałam z krzesła by odejść. Gdyby naprawdę to się stało, czułabym ogromne zażenowanie i nie wiem, czy mogłabym dalej z nim 'pracować'.
- Okej, okej. Żartowałem. - śmiał się dalej. Mogłam założyć się nie wiem o co, że byłam cała czerwona na twarzy ze wstydu, jaki Harry u mnie wywołał.
- Siadaj. - dodał po chwili. Popatrzyłam na niego. Dał mi znak, żebym przysiadła na swoim poprzednim miejscu i tak też zrobiłam. - Nie wiem czemu się tak zawstydzasz. - powiedział to takim troskliwym głosem, spokojnym, że ciężko było mi uwierzyć, że to wypowiedział Harry.
- Miałaś kiedyś chłopaka? -  wypalił niewiadomo skąd Harry. Spojrzałam na niego dziwnie, lecz odpowiedziałam.
- A skąd wiesz, że nie mam obecnie? - podniosłam brew, uważnie nasłuchując co mi powie.
- Bo wiem. - oh, to taka typowa jego odpowiedź. Mówiąc to, wzruszył ramionami wstając od stołu. Sięgnął po dwie szklanki nalewając do nich soku. Zaczęłam uważnie się mu przypatrywać z niewiadomych dla mnie powodów. To, że tu jestem nie wydaje się być dziwne? Siedzę tu z nim, gadam z nim, a może nie powinnam?
- No więc? - przypomniał mi o zadanym wcześniej przez niego pytaniu.
- Owszem, miałam. - odpowiedziałam mu. To, jakim wzrokiem na mnie spojrzał, był nie do rozszyfrowania. Jakby... zaskoczenie?
- To czemu jesteś dziewicą? - myśli "zaskoczenie" rozwiązywały się. Czy każdy, kto miał drugą połówkę, chociaż przez chwilę, musiał od razu wskakiwać z nim do łóżka? No chyba tylko Harry.
 - Skąd ta pewność, że nią jestem? - męczy mnie ten temat, więc dokładnie sama nie wiem, czemu dalej go drążę.
- Mam swoje sposoby, mała. - mrugnął do mnie oczkiem, ukazując swoją dumę i pewność siebie, jaką z pewnością w tej chwili posiadał.
- Tylko nie mała... - zamarudziłam.
- Maleńka. - poprawił się, ukazując na swojej twarzy rozbawienie. Nic nie mogłam poradzić na to, że wywróciłam oczami, ale jego uśmiech sprawił, że sama się uśmiechnęłam.
- Cóż... dla mnie sekretem jest to, że nikt cię jeszcze nie przeleciał. - słowa wypadły z jego ust, zatykając mój przełyk, przez co sok wyplułam z powrotem do szklanki.
Nie odpowiedziałam niczym na jego stwierdzenie, czy cokolwiek to było.
- Trzecie pytanie jakie nurtuje moje myśli to czy umiesz całować? - podniósł brwi, jakby oczekiwał natychmiastowej odpowiedzi. Cóż... Otóż panie Styles. Wkurwiają mnie twoje pytania, ale wiem, że robisz to specjalnie, żeby mnie bardziej zdenerwować, więc nie odpowiem ci.
- Wiele razy już to robiłam. - odpowiedziałam inaczej, niż miałam na myśli. Mój obojętny ton sprawił, że cwaniacki uśmiech wkradł się na Harrego usta. Wyglądał... hm... wyglądał jak prawdziwy bóg seksu, ale chyba mu tego nie powiem, co?
- Nie wiem co jeszcze potrafisz tymi ustami, ale...
- Teraz moja seria pytań. - przerwałam mu najszybciej jak się dało żeby zatamować jego dalszą wypowiedź. - z kim tu mieszkasz?
- Skąd wiesz, że nie mieszkam sam? - droczył się, tak jak ja z nim poprzednio.
- Już kiedyś wspomniałeś, że sam tu nie jesteś.
- Moi rodzice wyjeżdżają w ważnych sprawach, a przyjeżdżają z reguły rzadko. - odpowiedział obojętnie. - Coś jeszcze?
- Czemu masz wahania nastroju? - prychnął na moje słowa. To jest aż tak śmieszne?
- Bo mi się tak chce. - uzyskałam odpowiedź w stylu Stylesa. A czego innego mogłam się spodziewać? Tak bardzo chciałabym go teraz uderzyć, jak najmocniej, żeby się ogarnął, żeby porozmawiał ze mną najzwyczajniej w świecie.
Nie oczekując na moje jakiekolwiek słowo wstał od stołu zabierając naczynia i wstawiając je do zmywarki. Podszedł do drzwi otwierając je i przepuszczając mnie pierwszą.
- Drugą część dnia spędziłam fajnie. - palnęłam nie myśląc dokładnie nad słowami.
- Serio? - zdziwił się? Może spodziewał się, że powiem, iż był bardzo wkurzający?
- W sumie to ja też. - mruknął, ale po jego wyrazie twarzy, mogłam stwierdzić, że nie były to chciane słowa tak jak i u mnie. - Więc cześć. - machnął zażenowany ręką.
- Aha. I jeszcze jedno. Nie próbuj włamywać się do piwnicy. - mrugnął oczkiem i ruszył do siebie. W jego głosie było ostrzeżenie, które niezbyt mnie dotknęło.

__________________________________________________________________________
Cześć kochani po dłuuuugiej przerwie!
Bardzo zaniedbałam dodawanie tutaj rozdziałó, ale chyba macie świadomość, że szkoła i w ogóle...
Pozdrawiam i proszę o komentarze, które na pewno będą mobilizacją do pisania kolejnego! :*

KOCHAM WAS <3

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 7

Tak jak rozmyślałam, tak wstałam odrobinę wcześniej. Nie ubierałam się nawet, w moich śmiesznych, różowo-czarnych piżamach wyszłam z pokoju. Musiałam przemierzyć cały dom w poszukiwaniu drzwi do tej cholernej piwnicy. Doszłam do końca korytarza, gdzie ujrzałam drzwi od sypialni Harrego, a w drugą stronę rozciągał się dalszy korytarz i tam właśnie ruszyłam. Oglądałam obrazy na ścianach; niektóre przestawiały starodawną naturę, a kolejne informowały o teraźniejszych czasach. Natknęłam się na drzwi, które były ogromne, szare i metalowe, jakby prowadziły do wielkiego magazynu. Pchnęłam je, trochę siły musiałam w to włożyć. Szarość, jaka panowała tu, w tej piwnicy, przerażała mnie. Portrety mężczyzn wydawały się zaraz ruszyć, jak w jakimś horrorze, chodź wiedziałam, że to tylko moja wyobraźnia. Na ścianach wisiały karabiny, strzelby, jakby z wojny. Z kim tu Harry mieszka, albo mieszkał? Wpatrzona w numerki na drzwiach, ruszyłam w poszukiwaniu TEGO, którego szukałam.
67...68...69! Spojrzałam za siebie, czy nie ma Harrego i podeszłam pod nie. Starłam kurz z klamki i tym samym odciski palców, które pozostawił po sobie chyba Harry. Nacisnęłam... kurwa! Zamknięte! 'A co idiotko, myślałaś, że skoro on tu coś ukrywa, zostawi je otwarte?' - głos wewnętrzny ze mnie kpił. Szukałam czegoś, co pomogłoby mi otworzyć drzwi. Mały odłamek pręcika leżał na ziemi, więc podniosłam go i włożyłam w dziurkę od klucza, nieustannie nim przekręcając.
- Nie uda ci się ich otworzyć. - do moich uszu dobiegł wkurwiony głos Harrego.Odłamek pręcika spadł na ziemię, wydając głuchy hałas. Stałam wciąż tyłem do niego. W głębi duszy cieszyłam się, że mnie przyłapał, bo pokazałam mu, że cicho jak myszka i bezczynnie siedzieć nie będę. Wiedziałam, że mam przejebane. Sam niedawno powiedział mi, żebym nie próbowała grzebać po jego domu.
Cicho i niepewnie odwróciłam się w jego stronę. Stał oparty o framugę jednym bokiem, ręce złożone na piersiach. Wzrok surowo miał wbity w moją twarz.
- Powiedz mi kurwa, co ty tu robisz?! - mówił bardzo wolno, tym samym powolnym krokiem zbliżając się do mnie. Gdy dzielił nas metr, wycofałam się jak najdalej, aż wpadłam na te chujowe drzwi.
- Powiedz mi, czy ty do kurwy nędzy będziesz tak milczeć?! - głos miał opanowany, ale czułam, że z trudem powstrzymywał się od wrzaśnięcia. Swoją twarz przysunął tak blisko mojej, że dzieliły nas niewielkie centymetry. Szybki, gorący oddech Harrego buchał w moją twarz.
- Mieszkam tu z tobą tymczasowo, a nic o tobie nie wiem! Kurwa, tyle tajemnic tu się kryje, że... uh! - krzyknęłam. Wyładowałam swoją złość duszoną w środku już od dłuższego czasu, aż zabrakło mi słów, żeby powiedzieć coś więcej.
- No to co chcesz wiedzieć?! - teraz podniósł swój głos, że aż podskoczyłam i bardziej napierałam na drzwi za mną.
- Wszystko! - odkrzyknęłam. Odsunął się z dezaprobatą i chamsko zaśmiał się.
- Tak dobrze to nie ma! Nie możesz o mnie wiedzieć wszystkiego! Za szybko byś stąd wypierdoliła! - stał do mnie tyłem i szarpnął się za włosy.
CO?!
- A..ale... jak... t..to..?
- Nie zadawaj więcej pytań! - jęknął przerywając mi, nadal stojąc tyłem. - Przekładam zajęcia na później. Wracaj do pokoju, nie wiem, rób co chcesz, aby nie opuszczaj tego budynku, bo mówię ci,pożałujesz... - ton głosu, spokojny, ale szorstki, przyprawiał mnie o dreszcze. Nie czekając ani sekundy dłużej, opuściłam tą pieprzoną piwnicę, przedtem ostatni raz spoglądając w stronę Stylesa. Spuścił swoje ciało wzdłuż ściany, osuwając się po niej. Zerknął na mnie.
- Wyjdź... - twardy szept opuścił jego usta. Posłuchałam go i wedle życzenia opuściłam najniższe piętro, kierując się prosto do mojego pokoju.
Czułam się, jakbym była przetrzymywana tu, w Biburach, w tym pieprzonym domku Stylesa. Strach, zdezorientowanie już totalnie mną zawładnęło. Co z tą pewną siebie dziewczyną, która przyjechała tu tydzień temu? Uśmiechnięta, szczęśliwa, pełna życia Trish podążająca za czymś, co ją zawsze interesowało? Teraz naprawdę zaczynałam się zastanawiać, czy nie powinnam opuścić tego miejsca i wrócić do Londynu, pójść na studia, znaleźć dorywczą pracę... 'Nie możesz o mnie wiedzieć wszystkiego! Za szybko byś stąd wypierdoliła!' - co te słowa miały znaczyć? Aż tak sekrety Harrego są w chuja niebezpieczne?
Mam dosyć...
Zmęczona, niewyspana, zdezorientowana, rzuciłam się na łóżko od razu zasypiając.

*Harry*

Siedziałem w tej chujowej piwnicy przygnębiony wszystkim. Wszystkim co mnie otaczało. Coś mną w środku pokierowało żeby sprawdzić piwnicę i proszę bardzo - Trish próbowała włamać się do tego pokoju... Pokoju, który skrywał wszystko... Wszystko, co dla mnie ważne... To, co chciała wiedzieć Trish, byłoby czymś, czego wystraszyłaby się. Przerosłoby to ją i naprawdę mogłaby stąd spierdolić szybciej niż mogłem się spodziewać.
Nie chciałbym tego... Dziwnym dla mnie sposobem, po prostu chciałem żeby została tu ze mną mimo wszystko. Niewiedza o tym, co tu się dzieje, lub działo, będzie dla niej po prostu lepsza, bezpieczniejsza. Nie wytrzyma zbyt długo bez żadnych informacji, jestem tego na 100% świadomy, więc chodź skrawek mogę pozwolić jej wiedzieć. Jeśli będzie w to wplątana, to już na maksa.

*Trish*

Nie wiem, które była godzina, gdy się obudziłam, ale od razu poszłam do łazienki. Napłynęły do mnie słowa Harrego z dzisiejszego poranka: '...nie opuszczaj tego budynku, bo mówię ci,pożałujesz...', 'Za szybko byś stąd wypierdoliła!' Może on chce mnie zniszczyć w jakikolwiek sposób... Nie chciałam myśleć o tym już i po chwili usłyszałam jak ktoś wali w drzwi. Nie ktoś, tylko Harry... Jakoś pierwszego ranka. gdy budził mnie waląc w patelnię, nie potrafił zapukać.. Kończąc malować prawe oko, poszłam otworzyć drzwi. Z obojętną miną czekałam aż coś powie.
- Zaczynamy zajęcia za 5 minut. - rzucił oschle i zamierzał odejść. - Aha... i nie musisz się malować. Dziewicę można przelecieć bez makijażu. - mrugnął oczkiem, a ja zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
Humorek mu dopisuje? Już nie jest na mnie wkurwiony? Będę się malować żebym nie wyleciała stąd za bycie dziewicą...
Zrobiłam to, co miałam jeszcze zrobić i wyszłam z pokoju, później na zewnątrz czekając na Harrego.

***

Zajęcia mijały mi bardzo wolno. Strzelałam, robiłam ćwiczenia, strzelałam itd...
Nadal panowało małe spięcie pomiędzy nami, Harry czasami podnosił głos gdy marudziłam. Gdy oficjalnie ogłosił, że koniec zajęć, rzuciłam się na trawę i po prostu leżałam. Ku mojemu zdziwieniu, Harry usiadł obok mnie, jedną nogę prostując, drugą zginając w kolanie. Jedną ręką podpierał się, a drugą skubał trawę.
- Chodź na kolację. - powiedział cicho. - Wiem, że dawno nie jadłaś.
- No i co z tego. Nie chcę jeść i nie będę. - prychnęłam zamykając oczy. Słyszałam jak klnie cicho pod nosem.
- Widzę cię za 5 minut na kolacji, bo będę zmuszony porozmawiać z twoją mamą. - znów taki oschły... Zanim zdążyłam coś powiedzieć, słyszałam jak drzwi wejściowe zamykają się. Warknęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej. Nie chciałam żeby mówił mojej mamie, że nie chcę jeść, ale mam powody... Wszystko mnie przytłacza, jest męczące...
Swoją drogą irytuje mnie to, że Styles posługuje się 'za 5 minut tu', 'za 10 minut tam'.
Zrezygnowana podniosłam się z ziemi, otrzepałam i ruszyłam do domu.


sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 6

Weekend nie był okropny, gdyby nie to, że prawie wcale nie widywałam się z Harrym. Kolacje jadłam po dziewiętnastej i nie spotykałam Harrego w kuchni. Brakowało mi choćby kilkuminutowej NORMALNEJ rozmowy z nim. Zadzwoniłam do mamy, na szczęście wszystko z nią okej. Muszę poprosić Harrego o 'zwolnienie' z lekcji i ją kiedyś odwiedzić.
Spojrzałam w telefon - 5:31. Nie wierzę, że tak wcześnie podniosłam się z łóżka, ale muszę pokazać Stylesowi, że jestem ambitna i wiem po co tu przyjechałam.
W szybkim tempie uporałam się ze wszystkimi czynnościami w łazience, po czym założyłam na siebie jasne rurki, bokserkę fioletową i sweterek ze względu na to, że z rana jest chłodno. Wyszłam cicho z domu żeby nie obudzić Harrego i po chwili stałam już przy tarczy. Pistolet,którym strzelałam pierwszy raz, leżał koło niej, chyba Styles zapomniał go schować. Wzięłam go do ręki i strzeliłam.

*Harry*

Usłyszałem szczekanie mojego psa, które po chwili ucichło. Zazwyczaj szczeka tylko wtedy, gdy ktoś przebywa na podwórku, czyli ktoś musiał się tam włóczyć. Nie było nawet 6 godziny, ale nie czułem się zmęczony. Ubrałem pierwsze lepsze rzeczy i wyszedłem na dwór.
Widok Trish ćwiczącej strzelanie do tarczy przed godziną rozpoczynającą nasze zajęcia, wywołuje u mnie na twarzy dumny z niej uśmiech. Zupełnie nie spodziewałem się tego, że spotkam ją rano, samą ćwiczącą strzelanie. Przypatrywałem się jej ruchom i byłem pod ogromnym wrażeniem. Profesjonalne układanie dłoni na broni, idealna postawa, w zupełności skupiona. Chciałem żeby wiedziała, że ją obserwowałem, ale może bardziej by ją to rozproszyło.
Stałem i patrzyłem, kiedy nagle kulka uderzyła idealnie w środek tarczy. Kilka strzałów jeszcze rozległo się w to samo miejsce.
- Brawo! - zacząłem klaskać, co spowodowało, że dziewczyna odwróciła się w moją stronę z czarującym uśmiechem. Szedłem w jej stronę z uśmiechem na ustach  i widziałem jak na jej twarz wkradają się rumieńce.
- Długo tu już patrzysz? - spytała i spojrzała na swoje buty, po czym zdjęła sweterek. Kurwa, nie rozbieraj się przede mną...
- 15 minut? - strzeliłem tak na oko. - Zaczynamy zajęcia? - spytałem. Próbowałem ukryć w moim głosie, że nie podnieciłem się na ten wyczyn.
- Um.. dasz mi dosłownie 5 minut? - jej głos był niepewny. Bała się mojego wybuchu? Kiwnąłem głową, więc bez słowa pobiegła do domu i zniknęła za drzwiami.

*Trish*

Reszta dnia minęła bardzo szybko. W trakcie zajęć nie rozmawiałam z Harrym na jakieś inne tematy oprócz nauki strzelania. Podobało mi się w nim skupienie na wykonywanej przez niego czynności; dokładne omówienie karabinu, to, jak unosił brew, pytając czy wszystko rozumiem... To wszystko było tak niesamowicie przedstawione. Harry, jako nauczyciel strzelania, radził sobie z wyrozumiałością do swojego ucznia, ale w życiu prywatnym... niezbyt. Jego nieopanowanie przed złością, przed wydzieraniem się na mnie za nic, czasami przerażało i dotąd przeraża. Na razie mieszkam z nim pod jednym dachem, a jako człowiek, który mnie uczy, nie powinien na samym wejściu opowiedzieć mi o sobie? Nic nie kapuję...
Gdy zbliżał się wieczór, próbowałam wszystkie myśli zebrać do kupy. Najlepszym sposobem na skupienie jest spacer,więc postanowiłam się przejść. Ubrałam na siebie bluzę, którą strasznie lubię i wyszłam z pokoju, a później z domu niezauważona. Czemu miałabym informować 'sarkastycznego gościa' o moim wyjściu, skoro przytaknie, a tak naprawdę chuj to będzie go obchodziło?
Gdy przekraczałam bramkę, biały labrador podbiegł do mnie i zaczął się cieszyć, ale także szczekać. To chyba przez niego Harry wyszedł z domu dziś rano i zaczął mnie obserwować. Uciszyłam go i pogłaskałam, potem wyszłam za posesję. Zauważyłam, że wieczory letnie w Biburach są chłodniejsze niż w Londynie. Rozważałam nad powrotem, ale potrzebowałam spaceru, w końcu udało mi się znaleźć na niego odpowiedni czas i ochotę.
Szłam dalej przez co ogarniał mnie niepokój. Słońce było prawie za horyzontem, tylko niewielkie smugi promieni słonecznych przedostawały się przez oddalony las. Lekki szmer za mną powodował, że odwracałam się przerażona. Nie wiem czemu moje myśli powędrowały do Harrego. Jego piękna, niewyparzona mordka potrafiła za każdym razem wywołać u mnie uśmiech, który musiałam dusić w sobie żeby nie wyjść na taką, która chce wepchać się do jego łóżka. Chociaż sama sobie dziwię się, że mnie jeszcze nie próbował przelecieć. Może jestem za mało atrakcyjna?
- Proszę, proszę! - odezwał się za mną głos. Jenna... - Laska Harrego Stylesa? - zakpiła.
- Nie jestem jego laską. - warknęłam. Ta dziewczyna już od pierwszego spojrzenia wkurzyła mnie, nie wspominając już o dotknięciu Harrego. Trish, on nie jest twój - moja podświadomość próbuje mi wmówić coś, co wiem doskonale.
- Oj przestań. Wiem o tym. - wstrząsnęła ramionami. - On nie miał nigdy dziewczyny i jej nie będzie miał. Styles nie jest stworzony do związków. - spojrzała na swoje paznokcie, po czym jej wzrok spoczął na mnie. Wstrząsająca była dla mnie ta informacja. Myślałam, że obecnie ma dziewczynę, że mieszka z nią w tym ogromnym domu, ale po jego przywitaniu 'kolejna dziewica', mogłam się tego od razu domyśleć.
- Co o nim wiesz? - zapytałam i schowałam dłonie do kieszeni bluzy, bujając się na piętach. Może od niej dowiem się kilka rzeczy o Harrym...
- Właśnie o to chodzi, że nic. - prychnęła i wskazała ruchem ręki żebyśmy poszły dalej. - Będziesz moim nowym źródłem informacji, a ja może twoim. - rzuciła prawie szeptem. Spojrzałam na nią, a na jej twarzy zagościł przyjazny uśmiech. Za bardzo przyjazny...
- Nie rozumiem... - wstrząsnęłam głową. Rozumiałam to tak, jakbym miała uczyć się u Harrego, ale współpracować z nią i kablować na Harrego do niej.
- Ty jednak ciemna jesteś, wiesz? - czułam, że żartuje. Jej zachowanie było dziwne jak na wredną Jennę. Czy myliłam się co do niej? - Ja udzielę ci kilka informacji o Harrym, w zamian za to ty będziesz informować mnie o jego planach. WSZYSTKICH planach. - jej ton był cichy i tajemniczy, jakby bała się, że ktoś ją usłyszy.
- Nie wiem czy mogę...
- Oczywiście, że możesz... - zaśmiała się, przerywając mi. - Macie już jakiś plan? - nie wiedziałam czy mogłam jej zaufać jednak wydawała się spoko.
PLAN. Jaki plan? Harry nie mógłby tworzyć ze mną jakiegokolwiek planu, bo nie wiem nawet o co w tym wszystkim chodzi. Przyjechałam tu tylko strzelać, a okazuje się to wszystko bardziej tajemnicze niż mogłabym pomyśleć.
- Styles nie ma planu, co? - cwaniacki ton jej głosu zadziwiał mnie. - Cienias. - prychnęła cicho. - Znasz pokój 69? - spytała po chwili. Pokręciłam głową, więc otworzyła usta żeby kontynuować. - Radziłabym ci do niego zajrzeć, ale uważaj na Stylesa. Nie lubi jak ktoś się tam plącze... - palcem kręciła końcówkę włosów z kucyka. - Piwnica, szare drzwi na samym końcu korytarza. Może też tam się niedługo znajdziesz... - ostatnie zdanie powiedziała szeptem. Co do cholery?!
Zaczęła odchodzić.
- Czekaj...
- Adios! - dwa palce odbiła od swojego czoła, żegnając sie jak żołnierz, po czym odeszła. Chciałam ruszyć za nią, lecz zrezygnowałam zastanawiając się nad sensem jej dziwnych słów. 'Może też tam się niedługo znajdziesz...' Z sekundy na sekundę coraz bardziej nie pasowało mi to, że tu przyjechałam. Obiecałam mamie, że wrócę cała, ale z takim 'gangiem' tajemniczych ludzi rozsypię się z bezsilności i bez wiedzy na kawałki, zanim cokolwiek zdołam zrobić.
Rozmyślając, ruszyłam z powrotem do domu Stylesa. Gdy spojrzałam w telefon, było grubo po 22, więc miałam chodź odrobinę nadziei, że Harry śpi?
Przekroczyłam próg domu i napotkałam się z surowym spojrzeniem chłopka. Oparty był o ścianę, ręce założone na piersiach, miał na sobie tylko jakieś szare dresy. Wcześniej chyba nie była w stanie dostrzec takiej ilości tatuaży na jego ciele. Wyglądał bardzo seksownie, pomijając fakt, że nie powinnam wcale tak myśleć.
- Oj, nie gap się tak. - zganiłam go, jęcząc i kierując się w stronę pokoju. Oczekiwałam od niego: 'I kto tu się na kogo gapi..'
- Gdzie byłaś? - chwycił mnie za łokieć uniemożliwiając kontynuowanie mojej drogi.
- Czy to ważne? - wywróciłam oczami. - Na spacerze, pasuje? - wyrwałam mu rękę z uścisku.
- Sama? - podniósł brew. Widać, że go wkurzyłam. Ledwie powstrzymywałam się przed udzieleniem jakiejkolwiek sarkastycznej odpowiedzi. Byłam wkurwiona na niego, że tyle przede mną ukrywa.
- Tak, sama. - przenosiłam ciało z nogi na nogę czekając, aż pozwoli mi pójść. - Przesłuchanie skończone? - uniosłam brwi i złożyłam ręce na piersiach.
- Dobranoc. - bąknął, przejechał po mnie wzrokiem od góry do doły i poszedł w swoją stronę. Fuknęłam pod nosem, po czym poszłam do pokoju. Jutro także wstaję wcześniej. Mam plan i muszę go wykonać żeby wkurzyć Stylesa tak jak on wkurza mnie.

_____________________________________________________________________________
Siema, siema, siema!
Wreszcie się uporałam i JEST ROZDZIAŁ! :D Może nie idealny, ale coś tam w końcu jest.
Komentujcie proszę... <3

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 5

Na same słowa Harrego serce zaczęło bić mi szybciej. Kompletnie nie wiedziałam czego mogę się spodziewać.
Przytaknęłam głową, żeby mówił dalej. Obawiałam się tego, co wyleci z moich ust.
- Są rzeczy, które musisz wiedzieć przebywając tutaj. - zaczął poważnie, po czym poprawił się na krześle. Nerwowo przełknęłam jedzenie, które żułam w buzi. - Jesteś tu, w moim domu. No, nie tylko w moim. - chwila, chwila... To jeszcze w czyim? - Jest duży i doskonale o tym wiesz. Jestem świadomy tego, że możesz wkrótce być ciekawa różnych pomieszczeń. Od razu mówię. Nie radzę posuwać się tak daleko. - dokończył oschle, biorąc łyk herbaty. Zupełnie nie rozumiałam sensu tych słów i chyba nie chciałam rozumieć, a jego uwaga tym bardziej pogłębiła moją ciekawość co do tej niezliczonej ilości pokoi.
Kiwnęłam głową.
- Jak my się doskonale rozumiemy. - powiedział sarkastycznie, a ja nabrałam ochoty walnąć go czymś w głowę. Nie zniosę ciągłego takiego zachowania, które bardzo mnie irytuje.
- Druga sprawa, nie zbliżaj się do tej dziewczyny, która się tu pojawiła wczoraj. - ach tak, mogłam spodziewać się, że o niej wspomni.
- Czemu? - chciałam za wszelką cenę znać odpowiedź.
- Bo nie ma dżemu, wiesz? - ironia wypełniła jego głos, dołączając przewrócenie oczami. - Po prostu ci mówię. Nie chciałbym wyciągać cię z tarapatów. - wyczułam, że męczę go tego typu pytaniami, co było oczywiste.
Tarapaty? Czy przez nią mogłabym znaleźć się w sytuacji, z której sama nie mogłabym wybrnąć?
- A czy...
- Skończ z tymi pytaniami, co? - nawet nie dał mi skończyć. Chciałam zadać mu pytanie, ale nie w sprawie tej dziewczyny, chociaż bardzo mnie to ciekawi. Chodziło mi tylko o sprawę z pieniędzmi, które chciałabym mu oddawać przynajmniej za połowę zakupów, które zrobi.
- Dasz mi dojść do słowa? - przewróciłam oczami i wstałam, zanosząc brudne naczynia do zmywarki. Czułam na sobie wzrok Harrego, ale nie zwracałam na to zbytniej uwagi.
- Proszę. - rozłożył ręce w ironii, które po chwili opadły na jego kolana. Oparłam się o blat kuchenny, ręce splatając na piersiach. Głośno westchnęłam. Czemu Harry nie może być taki jak wczoraj przed przyjściem tej cholernej Jenny? Cały humor zapadł się pod ziemię, zostawiając tylko niezręczność - w moim wypadku - sarkazm, ironię i to wszystko.
- Chciałabym oddawać ci chociaż część pieniędzy z zakupów. - powiedziałam prosto. Wpatrywałam się w jego napinające mięśnie. Przejechał dłonią po swoich miękkich włosach, po czym głośne westchnienie opuściło jego pełne wargi.
- Nie chcę żadnych pieniędzy. - rzucił. Wstał z hukiem krzesła o podłogę i ruszył w moją stronę biorąc naczynia ze stołu. Otworzyłam szerzej oczy ze strachu przed jego niepohamowanymi napadami agresji. Co powiedziałam nie tak?
Naczynia także z niepokojącym hałasem znalazły się w zmywarce, potem Harry ją uruchomił.
- Dlaczego? - zmieniłam pytanie z 'czemu' żeby nie otrzymać takiej odpowiedzi jak przedtem, gdy zapytałam 'dlaczego'. - Czułabym się... komfortowo. - wzruszyłam ramionami.
- Słuchaj. Twoja mama już zapłaciła mi za zajęcia i twój pobyt tutaj, więc to wystarczy, okej? - jego twarz znajdowała się niespokojnie blisko mojej, co spowodowało, że odsunęłam się. Chciałam tylko zapytać, a on zrobił z tego wielkie halo, a nie powinien, prawda?
Jedyną rzeczą na jaką teraz miałam ochotę, to płacz.
Przygryzłam wargę żeby powstrzymać łzy, które same pchały mi się na zewnątrz, pomimo, że nie miałam nawet powodu do płaczu. Patrzyłam na Harrego przez chwilę, po czym ruszyłam do pokoju. Uniemożliwił mi to uścisk dłoni Stylesa na moim nadgarstku.
- Ty płaczesz? - zadał pytanie. Jego ton głosu był zadziwiająco spokojny, jakby się martwił, ale to jest niemożliwe. On nie potrafi się kimś przejmować. Tak. Ja, Trish Baker stwierdzam to po trzech dniach naszej 'znajomości'.
- Nie, tylko czuję zmęczenie. Puść mnie. - mój głos drżał, ale zignorowałam to. Wyrwałam nadgarstek z jego dłoni. Dziwne było uczucie, gdy czułam jak ręka płonie mi pod wpływem jego dotyku. Coś poważnego się ze mną dzieje, skoro zachwycam się dotykiem prawdziwego chuja.
- Trish! - usłyszałam kilka razy jak wypowiedział moje imię, jednak nie zareagowałam.
Nie możesz płakać, Trish nie możesz. Głos wewnętrzny przywoływał mnie do porządku, jednak czułam w środku coś okropnego. Żal do samej siebie, że w ogóle zdecydowałam się tu przyjechać? Ale wiedziałam, że nie mogłam żałować. Zawiodłabym samą siebie, ale także moją mamę, która ledwo co mnie tu puściła. Trzasnęłam drzwiami i miałam nadzieję, że Harry to usłyszał. Z dnia na dzień zaczynało męczyć mnie zachowanie Stylesa, chociaż może nie powinno. Weszłam do łazienki i poprawiłam włosy, oraz lekko rozmazany makijaż.
Byłam rozdrażniona i dodatkowa dawka nerwów mogłaby skończyć się dla Harrego źle. Jedno wypowiedziane nie tak słowo mogłoby spowodować, że Harry zostałby przeze mnie spoliczkowany.
O wilku mowa. Drzwi zaczęły drgać pod wpływem niespokojnego walenia w nie. Szybkim krokiem opuściłam łazienkę i otworzyłam drzwi wyjściowe z przydzielonego dla mnie pokoju. Wyszłam szybkim krokiem nie czekając na Harrego, ale po chwili poczułam jak dorównuje mi kroku.
- To ja doprowadziłem cię do płaczu? - spytał zwyczajnie, ale czułam jakby za chwilę miał wybuchnąć śmiechem, jednak takie coś się nie wydarzyło. Dobiegał co chwila do mnie, nie mogąc za mną nadążyć.
- Wcale nie płakałam.- rzuciłam. Nie mogłam przyznać się do tego, że wkurza mnie jego zachowanie. Wyśmiałby mnie i powiedziałby, że jest ono całkiem normalne. Taka reakcja nie zdziwiłaby mnie.
- Tak, jasne. A gdy przygryzłaś wargę, to co to było? - wyczułam, że lekko się uśmiecha. - Chyba nie zrobiłaś tego, żeby mnie podniecić?
Zatrzymałam się w szoku na wypowiedziane przez niego słowa. Wsunął się przede mnie i wpatrywał z cwaniackim uśmieszkiem. Warknęłam.
- Jeśli masz zamiar wkurzać mnie każdym wypowiedzianym przez siebie słowem, to wcale się do mnie nie odzywaj. - chciałam go wyminąć, ale zastawił mi drogę do przejścia. Właśnie wtedy nabrałam ochoty i odwagi na spoliczkowanie go i uniosłam rękę żeby właśnie tego dokonać, ale chwycił moje oba nadgarstki centralnie przed jego twarzą i przycisnął do ściany. Chciałam wyrwać mu się, ale jego uścisk był zdecydowanie za mocny na moje tak małe siły.
- Nie wnikam w to, co chciałaś zrobić przed chwilą, ale tak czy siak nie udało ci się. - powiedział z towarzyszącym "Stylesowym" uśmieszkiem. Chęć uderzenia go znów powróciła, gdy dokładnie wiedziałam, że w tej chwili on wygrywa.
- Gdybyś nie był takim... - przerwałam i nerwowo westchnęłam.
- Takim chujem? To chciałaś powiedzieć? - zaśmiał się. Nadal jego dłonie spoczywały na moich nadgarstkach, gdy ku mojemu zdziwieniu uwolnił je. Przetarłam dłońmi trzymane przez niego przed chwilą miejsce, i westchnęłam.
- Tak, właśnie to. - warknęłam i chciałam odejść gdy znów pojawił się przede mną. Wywróciłam oczami i otworzyłam usta żeby coś powiedzieć, jednak Harry przemówił szybciej.
- Proszę bardzo. Skoro jestem chujem, ulżyj sobie i uderz mnie. - rzekł poważnie wstrząsając rękoma. Wpatrywałam się w jego oczy, tak jak on w moje po czym uniosłam rękę. Zielone, piękne tęczówki zostały przymknięte, przygotowując się na ból, którego jednak nie doznał. Warknęłam zdenerwowana i popchnęłam go z całych sił, dając sobie miejsce na przejście. Nie wiem czemu sobie nie ulżyłam skoro dawał mi wolną rękę, przecież chciałam zrobić to wcześniej. Opuściłam dom trzaskając drzwiami i usiadłam na zimnym wybrukowanym chodniku. Pomimo tak wczesnej godziny nie chciało mi się spać, nie czułam zmęczenia, bo byłam kompletnie rozbudzona przez Harrego i jego docinki.
Siedząc tyłem do drzwi wejściowych usłyszałam jak otwierają się, a po chwili poczułam intensywny zapach Harrego obok siebie. Odwróciłam wzrok w drugą stronę żeby nie spotkać przeszywającego spojrzenia chłopaka. Usiadł obok mnie, gdy jego stopy znajdowały się po przeciwnej stronie niż moje, a cała jego sylwetka była przede mną.
- Trish... - zaczął, ale przerwał gdy gwałtownie podniosłam się z ziemi i zaczęłam otrzepywać tyłek z niewidzialnego zabrudzenia.
- Eh, po prostu możemy zacząć zajęcia?! - krzyknęłam poirytowana, co spowodowało wstanie Harrego na równe nogi. Kiwnął głową, co wiązało się z moim zdziwieniem, że nie użył żadnego słowa, które mogłoby mnie zdenerwować, a on sprawiłby sobie tym przyjemność. Ruszył tam, gdzie wczoraj, a ja za nim.
Cały przebieg zajęć byłby w porządku, gdyby nie to, że całkowicie nie mogłam się skupić. Byłam cała rozdrażniona, co równało się chyba z kilkudziesięcioma nietrafnymi strzałami. Harry oczywiście miał cierpliwość, moje niedoskonałości przemilczał, był wyrozumiały. Przynajmniej za jedną rzecz byłam mu wdzięczna.
Nie tłumaczył mi tak dokładnie jak wczoraj, przez co trochę brakowało mi jego dotyku, zważając na fakt, jak moje ciało reaguje na niego.
Strzelałam z różnych broni, miałam w ręku karabin, co bardzo mnie cieszyło. Musiałam wykonać kilka ćwiczeń na rozluźnienie się, bo byłam strasznie spięta.
Wieczorem ponownie nie zeszłam na kolację, nie wiem czy w ogóle coś było. Chciałam jakoś uwolnić się od dręczących mnie myśli z dzisiejszego dnia, więc zamiast bezczynnego leżenia postanowiłam wreszcie rozpakować się. Do tej pory nie miałam czasu, ani ochoty na to. Za bardzo fascynowałam się Harrym? Nie, chyba nie...
Gdy wszystko było idealnie ułożone w szafce, (od razu podkreślam, że pedantką nie jestem) postanowiłam wziąć prysznic, co zdecydowanie zrelaksowało moje ciało. Zmęczona opadłam na łóżko i czekałam aż sen do mnie przyjdzie. Jutro sobota, więc zajęć nie mamy, tylko zastanawiam się, co mogę robić przez tak długi dzień w jednym domu z Harrym. Wkurwiającym Harrym.

_______________________________________________________________________
Witam wszystkich, Kochani <3
Rozdział jak rozdział, ale cieszę się z tego, że bardzo szybko został przeze mnie napisany. Nie miałam zbytniej trudności w jego wymyślaniu przez co jestem HAPPY! :D
Dziękuję, że ze mną jesteście i wspieracie mnie.
Niech więcej komentarzy zagości na tym blogu, ale będę bardziej HAPPY! :D
Dziękuję i pozdrawiam ;***

środa, 30 lipca 2014

Rozdział 4

Szybko odsunęłam się od Harrego, a ten powoli się wyprostował.
- Jak tu weszłaś, Jenna? - warknął w stronę dziewczyny. Ta tylko zaśmiała się wrednie i podeszła jeszcze bliżej Harrego.
- Bramka jest zawsze otwarta, poza tym twój pies, Styles chyba mnie lubi. - na twarzy tej dziewczyny pojawił się dumny z siebie uśmiech.
- Mylisz się. On nie jest taki pojebany żeby cię lubić. - ponownie warknął Harry. Dziewczyna przygryzła wewnętrzną stronę policzka, a jej dłonie powędrowały na piersi Harrego. Robiło mi się niedobrze i coś mnie kujnęło w sercu. To nie była zazdrość, chyba... Chłopak szybko zrobił krok w tył, przez co dłonie dziewczyny zsunęły się z jego klatki.
- Nasze lekcje dobiegły końca, idź do domu. - z ust Harrego wydobyły się słowa skierowane do mojej osoby.
- Ale...
- Powiedziałem coś! - wrzasnął i spojrzał w moje oczy, aż podskoczyłam w miejscu. Był moim 'nauczycielem', więc go posłuchałam. Kipiąc ze złości ruszyłam w stronę domu, nie zważając na to, czy mi się przyglądali czy nie. Nie miałam pojęcia kim była ta dziewczyna, ale się dowiem. Jeśli nie od Harrego, to sama. W końcu tajemnice trzeba odkrywać.
Gdy przekroczyłam próg domu, coś mnie podkusiło żeby poobserwować ich zachowanie. W końcu dziewczyna ewidentnie próbowała dobrać się do Harrego. Patrzyłam jak debilka przez okno. Nie czułam się fajnie podglądając ich, ale zachowanie tych obojga wzbudzało niepokój. Przez moją głowę przeszła myśl, żeby otworzyć okno, ale i tak nie usłyszałabym za wiele z ich rozmowy.
Ta cała Jenna mówiła coś do Harrego, a ten uważnie jej słuchał . Pomiędzy nimi panował dystans, chociaż nie na długo. Dziewczyna zbliżyła się do niego i położyła dłoń tym razem trochę niżej - na brzuchu i zjeżdżała nią w dół. Kurwa, co to miało znaczyć? Jeszcze tego mi brakowało żebym oglądała sceny pornograficzne. Ku mojemu zdziwieniu Harry wreszcie zareagował, na co odetchnęłam. Sama sobie się dziwiłam, że patrzyłam na takie coś, ale chęć poznania ich tajemniczego zachowania była silniejsza. W końcu mieszkałam ze Stylesem pod jednym dachem, a prawie wcale go nie znałam.
Harry chwycił dziewczynę za ręce i coś krzyknął prosto w twarz. Puścił je po chwili i wskazał na bramkę. Ta wściekła udała się do w pokazane miejsce, a chwilę potem zniknęła mi z oczu. Chłopak stał na swoim miejscu, po czym przetarł dłońmi twarz. Ruszył w stronę domu, a ja szybko pobiegłam przez korytarz do swojego pokoju. Harry nie mógł dowiedzieć się, że obserwowałam ich przez cały ten czas odkąd kazał mi iść do domu. Zamknęłam jak najciszej drzwi i rzuciłam się na łóżko.

*Harry*

Gdy Jenna dotknęła mojej klatki piersiowej, wiedziałem, że zaraz zacznie gadać nawet przy Trish różnego rodzaju głupoty, nieprzejmując się jej obecnością. Odsunąłem się zdesperowany i spojrzałem w stronę Trish. Wydawało mi się jakby zszokował zszokował ją ten widok.
- Nasze lekcje dobiegły końca, idź do domu. - rzuciłem oschle do Trish.
- Ale...
- Powiedziałem coś! - wrzasnąłem nie dając jej dokończyć. Widziałem jak podskoczyła w miejscu i doskonale zdawałem sobie sprawę z ostrości wypowiedzianych przeze mnie słów. Nie lubiłem jak ktoś mi się wcinał lub próbował zmienić to, co postanowiłem. Trish odwróciła się i ruszyła w stronę domu tak jak jej nakazałem. Chciałbym dowiedzieć się jakie uczucia nią wtedy kierowały, ale nie mogłem przecież tego wiedzieć.
- Pamiętasz jak dwa lata temu byłam twoją uczennicą? Jak zajebiście nam wtedy było? - wymruczała Jenna i zbliżyła się do mnie. Jej dłoń powędrowała na mój brzuch, powoli zjeżdżając w dół. Zamknąłem oczy, nie powiem, podobało mi się to, ale to nie był czas na przyjemne chwile, w każdym razie nie z nią. Odsunąłem się kręcąc głową.
- Co ty sobie kurwa wyobrażasz?! - krzyknąłem w jej stronę i z całej siły chwyciłem jej nadgarstki. Czy każda dziewczyna musiała psuć mi nerwy?
- Oddaj nam tą laskę, która przyjechała do ciebie, a damy ci spokój raz na zawsze. - wycedziła przez zęby.
- Nigdy, kurwa! - krzyknąłem i z całej siły puściłem nadgarstki Jenny. - Won stąd! Jest moją uczennicą i doprowadzę ją SZCZĘŚLIWIE do końca! - wskazałem jej bramkę. Czułem jak krew w żyłach totalnie mi buzuje, nie dając dojść do spokojnego oddechu.
- Jeszcze zobaczymy. - warknęła. Patrzyłem jak z pośpiechem opuszcza mój teren. Przetarłem dłońmi twarz i ruszyłem w stronę domu. Nie mogłem oddać im Trish. Popełniłbym największy grzech o jakim mógłbym kiedykolwiek pomyśleć. Trish trafiła na szczęście do mnie i u mnie zakończy.
Gdy zamykałem za sobą drzwi, coś mnie podkusiło żeby wejść do pokoju Trish i pogadać. Ale także coś mnie odciągało. To, że chciałem do niej iść, nie pasowało do prawdziwej postury Harrego Stylesa. Przerwałem lekcje w najmniej oczekiwanym momencie i do tego tak na nią wrzasnąłem.
Życie ma się jedno - idę do niej.
Szedłem korytarzem i obmyślałem jakie słowa będą na miejscu podczas naszej konwersacji. Gdy stałem przed drzwiami, nutka zwątpienia pojawiła się w głowie. W końcu z moimi innymi uczennicami widywałem się tylko na zajęciach, czasami wieczorami dochodziło do czegoś więcej, ale to już zupełnie inna sprawa. Zapukałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi, więc sam wszedłem do środka.
- Skoro już jesteś... o której jutro zajęcia? - dostrzegłem Trish leżącą na łóżku, odwróconą tyłem do mnie. Miałem niepohamowaną ochotę przysiąść obok niej i po prostu, bez słów posiedzieć. Ale jej ton był chamski, więc spodziewałem sie tego, że zbyt długo sobie tu nie posiedzę.
- O 6:00 i będą trwały na pewno dłużej niż te dzisiejsze. - odpowiedziałem zwyczajnie.
- Okej, dzięki za wiadomość, możesz iść. - prychnęła. Nadal nie ujrzałem jej twarzy. Chciałem być PRZYNAJMNIEJ dla niej miły, ale jeśli nie, to nie. Moja dobra i przyjemna strona dobiegła końca...
- W takim razie PUNKTUALNIE o 6 na śniadaniu, jeśli nie, do końca dnia będziesz strzelać, dopóki nie trafisz w sam środek tarczy, a do tego... jeszcze coś wymyślę. - rzekłem naprawdę wkurwiony i już teraz czekałem na reakcję Trish. Warknęła coś pod nosem i rzuciła we mnie poduszką, która oczywiście przeleciała obok, bo dziewczyna nie widziała gdzie rzuca.
- Idź stąd! - burknęła jakbym zrobił jej coś okropnego, zranił czynem, a nie słowem. Nie rozumiałem co ją tak dotknęło. To, że musiała wrócić natychmiast do domu, czy to, że nie dowiedziała się o czym rozmawialiśmy? Nie chciałem żeby słuchała jak Jenna plecie różnego rodzaju głupoty, dlatego kazałem jej iść.
Sam czułem jak wyraz mojej twarzy zmienia się na zły, obojętny itp.
Wyszedłem bez słowa z jej pokoju i trzasnąłem drzwiami. Myślałem, że zwariuje i wysadzi mnie od środka, gdy dokładnie obmyślałem sobie, że w moim domu "goszczę" następną księżniczkę.

*Trish*

Nie wiem co mnie dopadło. Tak naprawdę nie chciałam naskoczyć aż tak na Stylesa, ale wkurzył mnie. Czy jako kulturalny człowiek (chociaż trochę kultury powinien posiadać) nie powinien przedstawić mnie z Jenną?
A te jego odwiedziny, które sobie 5 minut temu zaoferował... na co one? Znów chciał się na mnie powydzierać? Ale teraz to ja na niego wrzasnęłam i szczerze, to nie było mi z tym aż tak źle.

~*~

Tak jak Styles sobie zażyczył, już za 5 szósta byłam w kuchni żeby nie wykonywać jego surowych poleceń. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, że będzie traktował mnie tak jak ja wczoraj jego. Dziwne było dla mnie to, że poczułam pustkę, gdy do końca dnia nie widziałam się z Harrym. Nie zeszłam nawet na kolację, lecz zjadłam jakiegoś batona, których miałam wiele dzięki mamie, bo pomyślała o mnie i spakowała mi coś dodatkowego do jedzenia. Właśnie... kiedyś będę musiała zobaczyć się z moją mamą, której obiecałam nawet, że będę ją odwiedzać, ale też zadzwonię do niej.
Nie czekając dłużej na Harrego podeszłam do lodówki i postanowiłam sama coś upichcić. Nie to, że robiłam to dlatego, żeby jakoś upodobać się Stylesowi, ale nie chciałam być pasożytem.
Ku mojemu zdziwieniu, jego lodówka nie świeciła pustkami, tylko kiedy on robił zakupy? Coraz bardziej mnie zadziwiał; lodówka pełna mimo takiego odludzia, czysty dom...
Może Jenna mu pomaga?
Miałam nadzieję, że Harry lubił jajecznicę, bo właśnie to miałam w zamiarze zrobić. Tak na oko wbiłam 6 jajek, ja ogólnie zjem niewiele. Musiałam kiedyś pomyśleć o składce na te całe jedzenie, bo przecież nie mogłam żywić się jego kosztem.
Trochę czasu zajęło mi poszukiwanie w szafkach talerzy, bo kuchnia nie należała do tych najmniejszych, przez co ilość szafek także była nieco zadziwiająca. Gdy wreszcie je znalazłam, w kuchni pojawił się Styles z zaspanym wyrazem twarzy. Spojrzałam na zegarek w elektronicznej kuchence i zaśmiałam się chamsko.
- Siedem minut spóźnienia, panie Styles. - drwina przepełniła dwa ostatnie słowa.
- Wiedziałem, że przestraszysz się mojej "groźby" i wstaniesz wcześniej, więc postanowiłem sobie dłużej pospać. - przeciągnął się. Tak kurwa, Styles zaspałeś, a nie.
- Wcale się nie przestraszyłam. - prychnęłam i postawiłam jajecznicę na talerzu przed nim. Podałam mu zaparzoną przed chwilą herbatę i sama zasiadłam do stołu.
Panowała pomiędzy nami cisza, dopóki nie przerwał jej Harry.
- Nie myśl sobie, że zajęcia będą mało wyczerpujące, ale wręcz przeciwnie. Będą długie i męczące. - oświadczył obojętnie. - A tak w ogóle to mam wiadomość.

______________________________________________________________________
Siemka Myszki moje!
Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale po prostu miałam problemy z rozdziałami, ale wreszcie usiadłam i napisałam.
Proszę o komentarze, bo dla Was to tylko chwila, a dla mnie napisanie rozdziału to naprawdę wysiłek, szczególnie wtedy, kiedy napisany wyraz jest za chwilę skreślany, bo mi coś nie pasuje przez brak weny. Tylko krótkie "może być" lub "do dupy". Każda opinia się liczy, Kochani, więc mnie nie zawiedźcie!
Kocham Was! <3

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 3

Podniosłam głowę do góry i moim oczom ukazał się nie kto inny jak pan poranny Styles z uformowanym szerokim uśmiechem.
- P..przepraszam. - wydusiłam i odsunęłam się szybko. Spojrzałam na niego jeszcze raz, a jego widok mnie zszokował. Styles miał na sobie tylko czarne bokserki, poczochrane seksownie włosy i uwodzicielski uśmiech.
- Wiem, że ci się podobam, ale weź tak na mnie nie patrz. To mnie krępuje. - Mówił jak małe dziecko. Ugiął kolana i zastawił sobie rękoma widoczność na bokserki i nie tylko. Nie odpowiedziałam nic na te beznadziejne zdanie, ani o dziwo nie strzeliłam buraka. Założyłam ręce na biodrach i czekałam aż zorientuje się, że chciałam aby opuścił pokój.
- Już idę. Tylko nie patrz. - Wskazał na mnie palcem wskazującym. Wiedziałam dokładnie, że się nie wstydził, ale najwyraźniej miał dobry humor. - Aha. I za 5 minut na śniadaniu! - rozkazał i zastawiając się poduszką z ziemi, powoli opuszczał pokój. Gdy był za drzwiami odrzucił poduszkę i wyszedł. Niesamowite poczucie humoru, tylko szkoda, że we wrednym stylu. Opadłam na łóżko i głośno westchnęłam. "Za 5 minut na śniadaniu!" - okej, no to się zbieramy.

~*~

Zrobiłam wszystko ci należy zanim zeszłam na śniadanie. Nie ukrywam, że miałam trochę tremy przed przed zajęciami ze Stylesem. Był młody, co wywnioskowałam nie po czym innym jak po wyglądzie.
- Miało być 5 minut, a było 7. - powiedział poważnie chłopak, gdy weszłam do kuchni. Kurwa, jak mu się na punktualność zebrało! Nie miałam ochoty odpowiadać na jego bezsensowną uwagę, więc przemilczałam to. Nie mogłam robić niczego szybciej, ponieważ nie wyspałam się, a po drugie moje bębenki słuchowe były na skraju wytrzymałości. Ziewnęłam kilka razy zanim Styles odezwał się.
- Tosty robię, lubisz? - spojrzał na mnie spokojnym wzrokiem. Zdziwiłam się, bo jak pierwszy raz zobaczyłam Stylesa, mogłam spodziewać się, że te "ironiczne" miny i odzywki będą towarzyszyły mu przez cały czas.
- Może być. - Odpowiedziałam zwyczajnie i podeszłam do ogromnego stołu. Wysunęłam krzesło i usiadłam na nim. - Dużo miałeś już uczennic? - spytałam i spojrzałam na jego plecy, ponieważ stał do mnie tyłem. Wydawało mi się jakby spiął się nagle. Czy wywołane to było moim pytaniem?
- Sporo, ale musiały przerwać naukę i wyjechać, gdy... - zatrzymał się. - W ogóle kurwa, czemu ja ci o tym mówię?! - Warknął cicho i podał mi talerz z kilkoma tostami i herbatę. Usiadł naprzeciwko mnie i mruknął ciche "smacznego".
- Przepraszam, zapytałam z ciekawości. - Wytłumaczyłam się, ale wcale nie było mi głupio. Z jednej strony dziwna była jego reakcja, ale mogłam sama dokończyć zdanie: 'Sporo, ale musiały przerwać naukę i wyjechać, gdy się z nimi przespałem.'
- Powiesz mi wreszcie jak cię nazwali, bo nie wiem jak mam się do ciebie zwracać. - Powiedział ironicznie. Humor prawdziwego Stylesa wracał.
- Trish. - Rzuciłam, gdy przełknęłam jedzenie w buzi. - Trish Baker.
- Styles. - Westchnął. - Harry Styles. - Mrugnął do mnie oczkiem. Przyznam szczerze, że imię miał bardzo ładne, prawdziwie męskie jak dla mnie.
Gdy skończyliśmy śniadanie, Harry włożył wszystkie naczynia do zmywarki.
- Daję ci... - spojrzał na zegarek, który miał na ręku - 15 minut do własnej dyspozycji. - Kiwnęłam głową i wstałam z krzesła. Mogłam nastawić się na niezły wycisk.

~*~

- Wiesz przynajmniej jak trzymać broń? - spytał Harry gdy staliśmy na jego ogromnym podwórku.
- To chyba każdy wie. - Prychnęłam wywracając oczami.
- Tak? To proszę, tylko nie strzelaj. - Zaśmiał się i wręczył mi broń.
Obejrzałam ją dokładnie, co wywołało u Harrego śmiech.
- Pokarzesz wreszcie jak ją trzymać? - uniósł jedną brew. Dla mnie było to czymś niesamowitym trzymać we własnych dłoniach przyrząd, którym mogłam zabić na przykład. Harrego.
- Strzeż się! - krzyknęłam i skierowałam pistoletem w jego stronę. To było jasne, że nie przyszłoby mi do głowy strzelić, a nawet jeśli, to nie był załadowany.
- Poddaję się! - krzyknął żartobliwie i uniósł ręce w geście poddania. Zbliżał się powoli w moją stronę co spowodowało, że ja odsuwałam się. - Nie uciekniesz. Nawet nie skapniesz się, a będziesz leżeć na ziemi, ja na tobie, a pistolet za twoją głową. - skinął głową i rzeczywiście zaczął działać. Spojrzał w bok, ja za nim, a on to wykorzystał. O to właśnie mu chodziło, żeby odwrócić moją uwagę. Chwycił mnie za ręce tak, żeby nie bolało. Pistolet wypadł mi z moich dłoni, po czym Harry kopnął go w bok. Trzymając nadal moje kończyny obrócił nas tak, że straciłam równowagę i leżałam na ziemi, a Harry rzeczywiście na mnie. Zmienił pozycję i usiadł na mnie okrakiem, unieruchamiając mnie całkowicie.
- Jestem pod ogromnym wrażeniem, panie Styles. - rzuciłam niskim głosem i zaśmiałam się.
- Widzisz, potrafię zaskakiwać ludzi. - wstał ze mnie, po czym wyciągnął do mnie rękę żebym zrobiła to samo. Naprawdę mnie zszokował, ale co tu się dziwić. Lata praktyki. Cieszyłam się, że chociaż przez chwilę pokazał mi się od tej lepszej strony, strony, którą chciałam zawsze widzieć.
- Okej, trzymanie broni nieźle. - bąknął pod nosem. - Później nauczę cię jak zrobić z człowiekiem to, co zrobiłem przed chwilą z tobą. - spojrzał na mnie rozbawionymi oczami. Czy to nie zabrzmiało dwuznacznie? Okej, trochę dało mi to szybszego oddechu, ale bez przesady. Wcale mnie to nie ruszyło... On tylko na mnie siedział...
- Bierz to. - wskazał na broń leżącą na ziemi - i chodź za mną. - jak powiedział, tak zrobiłam. Szliśmy po świeżo skoszonej trawie, a ja w tym czasie podziwiałam widoki. Niedaleko rozciągał się piękny las daleko na wschód. Musiałam kiedyś wybrać się tam i pozwiedzać trochę miejsc. W sumie zastanawiało mnie to, czy ktoś mieszkał obok Stylesa. Także była tam ogromna posesja, ale przez te dwa dni pobytu w Biburach nie wiedziałam kto tam był i czy rzeczywiście był.
- To była taka rozgrzewka. - z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Harrego. - Ten pistolet, który masz w ręku, oczywiście jest zabawką. - kurwa, wewnątrz leżałam ze śmiechu przez swoją głupotę. - Nie dałbym ci prawdziwego. Jeszcze byś mnie zabiła. - zaśmiał się. O tak, z chęcią.
- Skąd wiedziałeś, że taki miałam plan? - rzuciłam sarkastycznie, a on wzruszył ramionami.
- Widzisz te tarcze? - wskazał na rzecz kilkanaście metrów od nas. - W to będziesz celować. - Kiwnęłam głową na jego polecenie. W końcu musiałam się go słuchać. Przyjrzałam się dokładnie tarczy. Wyglądała podobnie do tej, jak się strzela z łuku.
- Zaczynaj. - Polecił Harry. Spojrzałam chwilę na broń. Załadowałam ją i wymierzyłam strzał. Czułam się tak profesjonalnie wykonując to, o czym zawsze marzyłam.
 - Jeszcze raz. - Odezwał się Harry, gdy sztuczna kulka nie trafiła w żadne miejsce na tarczy. - Skup się i nie myśl o mnie, bo wiem, że to rozprasza wiele kobiet. - Tym to mnie wkurwił. Opuściłam ręce i zmierzyłam go wzrokiem. Posłał mi sztuczny uśmiech i zrobił ruch głową żebym dalej próbowała. Więc strzeliłam jeszcze raz. Kulka tylko otarła się i tarczę i przeleciała daleko za nią.
 - Spójrz. - Zaczął spokojnie Harry i zrobił krok w moją stronę. - Ręce muszą być naprawdę prosto, nie mogą drgać. Twoje akurat drgają. - Położył swoje dłonie na moich. - Jeszcze raz. Ponownie nieudany strzał. - Kurwa. - Przeklęłam cicho.
- Panienko Baker, spokojnie. - Powiedział Styles z kamiennym wyrazem twarzy. Ustał za mną i całkowicie do mnie przyległ. Moje plecy stykały się z jego klatką piersiową. Oddech miał spokojny w przeciwieństwie do mojego. Nakazał chwycić pistolet w obie dłonie tak jak przedtem, po czym on położył na moich swoje. Serce zaczęło skakać mi w piersi z podekscytowania, jednak naprawdę musiałam się opanować.
- Nogi w rozkroku. - Rzucił i swoją stopą uregulował odległość pomiędzy rozszerzeniem nóg.
 - Uwagaaa... - przeciągnął. - STRZAŁ! - nacisnęłam razem z nim za spust i rzeczywiście kulka trafiła prawie w sam środek czerwonego pola na tarczy.
 - Brawo, ale to było z moją pomocą. - Szepnął mi tuż nad uchem. Nadal trwaliśmy w tej pozycji, Harty nie odsunął się, co mnie zdziwiło.
- No no no! Widzę, że lekcje idą znakomicie! - usłyszałam za sobą damski głos. ________________________________________________________

 Hejka! :D Ja znów i znów w sprawie komentarzy! Jest ich coraz mniej i ten rozdział wymyślałam cały dzień dlatego jest o tej godzinie, a nie o dziewiątej jak planowałam. Brakuje mi weny i martwię się z tego powodu.. Mam nadzieję, że mi przejdzie... Chciałam poinformować, że już w kolejnych rozdziałach zaczniecie pojmować czemu tytuł Secrecy, bo na razie się nie wydaje tak tajemniczo, no nie? ;) Życzcie mi weny i proszę o komentarz... Kocham!