niedziela, 5 października 2014

Rozdział 9

Dzisiejsze lekcje przebiegały wyjątkowo przyjemnie, być może dzięki wczorajszemu dniu. W jednej chwili do mojej głowy napłynęły obrazy z wczorajszego podwieczorka, jak to uśmiech Trish nie schodził jej z twarzy. Dziewczyna była pełna zażenowania, ale właśnie wtedy mam satysfakcję, że jednak udało mi się ją chociaż w najmniejszym stopniu zawstydzić.
Przez większość czasu pragnąłem dopuścić do siebie myśl, że ta dziewczyna kiedyś stąd wyjedzie, a razem z nią moje zmartwienia o to, że może jej się coś tu stać. Przy przyjmowaniu Trish Baker obiecałem jej mamie, że o nią zadbam, że nic jej nie będzie i tak się stanie.
Ona jest zupełnie inna. Inna od wszystkich, bo w końcu nie taka sama. Nikt nie jest identyczny, ale ona wyjątkowo różni się od innych lasek tu wcześniej przebywających. Gdy tylko dowiedziały się, że ja jestem 'pan Styles', nie było mowy o zakrytych nogach, czy bluzce bez dekoltu, a na cóż... korzystałem z tego. Trish ukrywa wszystko co kobiece i nie powiem, że nie przeszkadza mi to, bo przeszkadza.
- Wyżej broń! - zwróciłem jej uwagę, po czym usłyszałem głośne westchnięcie z jej strony.
- Nie mam siły już... - jęknęła, zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho. Celowo upadła na ziemię, na co skrzywiłem się, bo mnie by to zabolało... Przysiadłem obok niej, a po chwili już leżałem. Nie wiem co czuła w tej chwili, ale zamknęła oczy, szybko oddychając. W tej chwili leżeliśmy spory czas i nie wiem czemu, ale odpowiadało mi to. Również miałem zamknięte oczy, ale otworzyłem je, gdy usłyszałem szczekanie mojego psa koło siebie.
- Przestań! - śmiała się Trish, gdy labrador lizał ją po twarzy i siedział na niej. Sory stary, ale tylko ja tak mogę robić. - powiedziałem w duchu.


Usiadłem i lekko zepchnąłem psa z dziewczyny, głaszcząc go po łebku.
- Jak ma na imię? - zapytała i patrzyła na psa z uśmiechem.
- Dolar. - odpowiedziałem, przytulając się do niego. Oczy dziewczyny były przepełnione zachwytem.
- Słodko. - uśmiechnęła się tak, jak powiedziała. - Ale dlaczego akurat tak? - czasami irytujące jest to, że tak bardzo często zadaje pytania.
- Kiedyś z Jenną... - przerwałem, gdy zastanowiłem się co tak naprawdę chciałem jej powiedzieć. Nie mogła wiedzieć o niczym, co robiliśmy kiedyś z Jenną...
- Co z Jenną? - spytała, nagle wiercąc się. - Powiedz, bo...
- Bo co? Mówię, że nie i więcej nie pytaj. - przerwałem jej, dosłownie na nią warcząc. Uciszyła się, a na jej twarzy zagościło zmieszanie. Tylko ona z dotychczasowych 'uczennic' powodowała, że miałem szybkie zmiany nastroju. Tylko ona doprowadzała, że na nią 'warczałem'. Tylko ona powodowała, że miałem ochotę do uśmiechu... Dziwne uczucia mną kierowały, a to tylko za sprawą tej dziewczyny.
- Dolar, idź. - odepchnąłem lekko od siebie psa, który już po chwili biegł w stronę swojego legowiska.
- Dlaczego go wygoniłeś? - odezwała się nieco oburzona Trish.
- Bo chcę z tobą obgadać kilka spraw, a przez niego nie zwracałabyś uwagi na mnie tylko na niego. - mrugnąłem do niej oczkiem, uśmiechając się cwaniacko. Stuknęła mnie łokciem, wstając z ziemi i otrzepując z siebie niewidzialne zabrudzenie.
- Chodź na ławkę. - wskazałem ruchem ręki, żeby szła za mną, co rzeczywiście wykonała. Musiała dobiegać do mnie czasami, bo szedłem szybko. Nic nie mogłem poradzić na to, że przynosiła mi satysfakcję to, gdy jej pogodna twarzyczka zmieniała wyraz na lekko oburzony, lub irytujący.
- Jesteśmy. - doszliśmy do miejsca, gdzie najbardziej lubiłem przebywać, gdy potrzebowałem chwili spokoju. Tak, ja Harry Styles także muszę sobie pomyśleć choć przez chwilę.
- Ślicznie tu jest. - powiedziała oczarowana widokiem, który ujrzała już kilka dni temu, gdy po raz pierwszy się u mnie zjawiła. Tak naprawdę tylko dużo zieleni powodowało, że to miejsce wydawało się takie zaczarowane, lub magiczne. Styles, gadasz jak cipa...

*Trish*
 
- Muszę powiedzieć ci kilka rzeczy o jakich musisz wiedzieć przebywając tu. Nie czuj się jakoś wyjątkowo, ponieważ wie o tym każda uczennica. - rzekł, naprawdę mnie tym wkurzając. W żadnym wypadku nie czułabym się wyróżniona, niewiadomo co by się stało.
- Słucham cię w takim razie. - podniosłam ręce ku górze w geście irytacji.
- Widziałaś tą dziewczynę, z resztą dziś o niej minimalnie usłyszałaś... - prawie nic. - Jenna, tak to jest Jenna. Najbardziej wredna dziewczyna jaką kiedykolwiek widziałem, także nie chciałbym żebyś z nią kiedykolwiek rozmawiała. - ups. Za późno panie Styles. Już z nią rozmawiałam, tylko ty o tym nie wiesz...
- Po jej stronie, na tamtej posesji... - wskazał na równie ogromną część tak jak jego. -... mieszka z nią taki jeden chłopak Ian. Nie wiem czy są razem, czy cokolwiek ich łączy i nie chcę wiedzieć, tak naprawdę mnie to jebie, ale...
- Przestań, okej? Nie wtrącaj się w ich sprawy. Tak naprawdę pewnie nie wiesz jacy ją. - przerwałam mu, doskonale wiedząc, że nie będzie mu się to podobało. Jennę już widziałam, wydawała się bardzo miła. Chłopaka nie, ale równie dobrze może być taki sam jak ta dziewczyna.
- A ty szczególnie nie wiesz kto to, więc zachowaj wszystkie swoje komentarze dla siebie, bo wiem co mówię. - wywróciłam oczami na jego beznadziejny komentarz. Poprawił dłońmi włosy, po czym głośno westchnął, kontynuując dalej.
- Skrywamy sekret, którego i tak nie będziesz wiedzieć... - westchnął kolejny raz.
- Więc po co mi to mówisz? Żeby wzbudzić we mnie większą ciekawość? - uniosłam ręce w geście irytacji, tym samym wywracając oczami. 
- Przestań się wszystkiego czepiać i się zamknij! - jęknął. Fuknęłam oburzona, i zakładając ręce na piersi, oparłam się o tył ławki.
- Mogę kontynuować? - spojrzał na mnie.
- Jak chcesz.
- Kurwa, Trish...
- No okej, mów. - wywróciłam oczami.
- Okradli mnie kiedyś z naprawdę dobrych karabinów i różnego rodzaju broni, o których istnieniu pewnie nawet nie masz pojęcia. - łokcie oparł o swoje kolana, głowę spuszczając i patrząc w dół.
- I co w związku z tym? - podniosłam brew.
- Chciałbym, żebyś pomogła mi je odzyskać. Nie pytaj czemu tak nagle chcę od ciebie pomocy, tylko po prostu przyjmij to do siebie. - naprawdę miałam ochotę pomęczyć go kolejnymi pytaniami, czemu chciał ode mnie pomocy, ale darowałam sobie. - Więc jak będzie? - obrócił się w moją stronę, patrząc wyczekująco.
- Niech ci będzie. - skinęłam głową.

***

- Nie zgadzam się! Nie chcę w tym się nikomu pokazywać! - zaprotestowałam, gdy Harry kazał włożyć mi na siebie strój moro, który nie powiem, nie podobał mi się ani trochę. Był o wiele za duży, przez co wisiał na mnie, pozbawiając mnie kobiecości, której i tak nie za wiele posiadałam.
- Nikt cię nie będzie widział! - zaśmiał się, cały czas mi się przyglądając. Jeszcze tego mi brakowało, żeby jeszcze on się ze mnie śmiał.
- Muszę w tym? Nie mogę w swoich ciemnych ubraniach? - jęknęłam.
- A co ty sobie myślisz, że gdybyś poszła do szkoły wojskowej, chodziłabyś w czarnych spódniczkach i bokserce niezakrywającej prawie nic? - podniósł brew. Może miał rację... Chciałam iść do szkoły wojskowej, a tam na pewno miałabym taki strój.
- Niech ci będzie... - przewróciłam oczami.
- Zawiążę kiedyś ci te oczy. Cały czas nimi kręcisz. - bąknął w moim kierunku, przez co wykonałam czynność wspomnianą sekundę temu.
- Czemu ty tak nie wyglądasz? - rzuciłam oburzona w jego stronę, pokazując na mój wygląd. Harry był w zwyczajnych czarnych dresach i czarnej koszulce bez rękawów.
- Bo jesteś w tym taka seksowna, że musisz tak wyglądać, dlatego. - mrugnął oczkiem, przez co kopnęłam go w tyłek.
- Nie przeginaj! - ostrzegł mnie, wskazując na mnie palcem. - Ruszamy. - zachichotałam z jego uwagi. Jakoś niezbyt się go bałam.
Gdy byliśmy naprawdę blisko ich posesji, Harry wytłumaczył mi, że musimy być naprawdę cicho, żeby nie zostać nakrytym. To właśnie ja miałam wykonać główną robotę, bo miałam zakraść się go garażu i zabrać to, po co przyszliśmy - chociaż nie do końca wiedziałam jak to wszystko wygląda - a Harry miał mnie osłaniać.
- Ruszaj. - pchnął mnie lekko w stronę ich posiadłości, przez co wzdrygnęłam się, bo zobaczyłam młodego mężczyznę na przeogromnym podwórzu. Nie wiem, czy Harry go nie zauważył, czy po prostu uznał, że to jest odpowiedni moment na atak.
- Jenna! Intruzi! - krzyknął zabawnie, chociaż poważnie mężczyzna, przez co zostałam zaciągnięta przez Harrego do swojej piersi, w celu wycofania się.
- Kurwa... - przeklął cicho pod nosem, po chwili stawiając mnie na ziemię. - Biegniemy! - rozkazał. Wykonałam, co to mi kazał.
Przyznam szczerze, że takie podniesienie adrenaliny jest w porządku, bo przynajmniej coś się dzieje.
- Harry, to przeze mnie? - zapytałam chłopaka, gdy przekroczyliśmy próg jego posesji.
- Nie przez ciebie. - oddychał szybko przez skończony przed chwilą bieg.
- Mimo wszystko, przepraszam. - nie wiem czemu to zrobiłam, ale...
- Nie przepraszaj, to nie była po prostu odpowiednia chwila. - uśmiechnął się lekko, przez co dodał mi otuchy. - Jutro przyjeżdżają moi przyjaciele. Musimy się jakoś przygotować, hm? Pomożesz mi?
- Okej.

_________________________________________________________________________________
Wow, wow, wow!
Ale mnie tu dłuuuugo nie było! Najmocniej przepraszam, ale potrzebowałam czasu i dlatego tak późno rozdział jest... 3 tygodnie przerwy wystarczająco mi wystarczyły xD
Kocham Was i proszę o komentowanie! <3