środa, 30 lipca 2014

Rozdział 4

Szybko odsunęłam się od Harrego, a ten powoli się wyprostował.
- Jak tu weszłaś, Jenna? - warknął w stronę dziewczyny. Ta tylko zaśmiała się wrednie i podeszła jeszcze bliżej Harrego.
- Bramka jest zawsze otwarta, poza tym twój pies, Styles chyba mnie lubi. - na twarzy tej dziewczyny pojawił się dumny z siebie uśmiech.
- Mylisz się. On nie jest taki pojebany żeby cię lubić. - ponownie warknął Harry. Dziewczyna przygryzła wewnętrzną stronę policzka, a jej dłonie powędrowały na piersi Harrego. Robiło mi się niedobrze i coś mnie kujnęło w sercu. To nie była zazdrość, chyba... Chłopak szybko zrobił krok w tył, przez co dłonie dziewczyny zsunęły się z jego klatki.
- Nasze lekcje dobiegły końca, idź do domu. - z ust Harrego wydobyły się słowa skierowane do mojej osoby.
- Ale...
- Powiedziałem coś! - wrzasnął i spojrzał w moje oczy, aż podskoczyłam w miejscu. Był moim 'nauczycielem', więc go posłuchałam. Kipiąc ze złości ruszyłam w stronę domu, nie zważając na to, czy mi się przyglądali czy nie. Nie miałam pojęcia kim była ta dziewczyna, ale się dowiem. Jeśli nie od Harrego, to sama. W końcu tajemnice trzeba odkrywać.
Gdy przekroczyłam próg domu, coś mnie podkusiło żeby poobserwować ich zachowanie. W końcu dziewczyna ewidentnie próbowała dobrać się do Harrego. Patrzyłam jak debilka przez okno. Nie czułam się fajnie podglądając ich, ale zachowanie tych obojga wzbudzało niepokój. Przez moją głowę przeszła myśl, żeby otworzyć okno, ale i tak nie usłyszałabym za wiele z ich rozmowy.
Ta cała Jenna mówiła coś do Harrego, a ten uważnie jej słuchał . Pomiędzy nimi panował dystans, chociaż nie na długo. Dziewczyna zbliżyła się do niego i położyła dłoń tym razem trochę niżej - na brzuchu i zjeżdżała nią w dół. Kurwa, co to miało znaczyć? Jeszcze tego mi brakowało żebym oglądała sceny pornograficzne. Ku mojemu zdziwieniu Harry wreszcie zareagował, na co odetchnęłam. Sama sobie się dziwiłam, że patrzyłam na takie coś, ale chęć poznania ich tajemniczego zachowania była silniejsza. W końcu mieszkałam ze Stylesem pod jednym dachem, a prawie wcale go nie znałam.
Harry chwycił dziewczynę za ręce i coś krzyknął prosto w twarz. Puścił je po chwili i wskazał na bramkę. Ta wściekła udała się do w pokazane miejsce, a chwilę potem zniknęła mi z oczu. Chłopak stał na swoim miejscu, po czym przetarł dłońmi twarz. Ruszył w stronę domu, a ja szybko pobiegłam przez korytarz do swojego pokoju. Harry nie mógł dowiedzieć się, że obserwowałam ich przez cały ten czas odkąd kazał mi iść do domu. Zamknęłam jak najciszej drzwi i rzuciłam się na łóżko.

*Harry*

Gdy Jenna dotknęła mojej klatki piersiowej, wiedziałem, że zaraz zacznie gadać nawet przy Trish różnego rodzaju głupoty, nieprzejmując się jej obecnością. Odsunąłem się zdesperowany i spojrzałem w stronę Trish. Wydawało mi się jakby zszokował zszokował ją ten widok.
- Nasze lekcje dobiegły końca, idź do domu. - rzuciłem oschle do Trish.
- Ale...
- Powiedziałem coś! - wrzasnąłem nie dając jej dokończyć. Widziałem jak podskoczyła w miejscu i doskonale zdawałem sobie sprawę z ostrości wypowiedzianych przeze mnie słów. Nie lubiłem jak ktoś mi się wcinał lub próbował zmienić to, co postanowiłem. Trish odwróciła się i ruszyła w stronę domu tak jak jej nakazałem. Chciałbym dowiedzieć się jakie uczucia nią wtedy kierowały, ale nie mogłem przecież tego wiedzieć.
- Pamiętasz jak dwa lata temu byłam twoją uczennicą? Jak zajebiście nam wtedy było? - wymruczała Jenna i zbliżyła się do mnie. Jej dłoń powędrowała na mój brzuch, powoli zjeżdżając w dół. Zamknąłem oczy, nie powiem, podobało mi się to, ale to nie był czas na przyjemne chwile, w każdym razie nie z nią. Odsunąłem się kręcąc głową.
- Co ty sobie kurwa wyobrażasz?! - krzyknąłem w jej stronę i z całej siły chwyciłem jej nadgarstki. Czy każda dziewczyna musiała psuć mi nerwy?
- Oddaj nam tą laskę, która przyjechała do ciebie, a damy ci spokój raz na zawsze. - wycedziła przez zęby.
- Nigdy, kurwa! - krzyknąłem i z całej siły puściłem nadgarstki Jenny. - Won stąd! Jest moją uczennicą i doprowadzę ją SZCZĘŚLIWIE do końca! - wskazałem jej bramkę. Czułem jak krew w żyłach totalnie mi buzuje, nie dając dojść do spokojnego oddechu.
- Jeszcze zobaczymy. - warknęła. Patrzyłem jak z pośpiechem opuszcza mój teren. Przetarłem dłońmi twarz i ruszyłem w stronę domu. Nie mogłem oddać im Trish. Popełniłbym największy grzech o jakim mógłbym kiedykolwiek pomyśleć. Trish trafiła na szczęście do mnie i u mnie zakończy.
Gdy zamykałem za sobą drzwi, coś mnie podkusiło żeby wejść do pokoju Trish i pogadać. Ale także coś mnie odciągało. To, że chciałem do niej iść, nie pasowało do prawdziwej postury Harrego Stylesa. Przerwałem lekcje w najmniej oczekiwanym momencie i do tego tak na nią wrzasnąłem.
Życie ma się jedno - idę do niej.
Szedłem korytarzem i obmyślałem jakie słowa będą na miejscu podczas naszej konwersacji. Gdy stałem przed drzwiami, nutka zwątpienia pojawiła się w głowie. W końcu z moimi innymi uczennicami widywałem się tylko na zajęciach, czasami wieczorami dochodziło do czegoś więcej, ale to już zupełnie inna sprawa. Zapukałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi, więc sam wszedłem do środka.
- Skoro już jesteś... o której jutro zajęcia? - dostrzegłem Trish leżącą na łóżku, odwróconą tyłem do mnie. Miałem niepohamowaną ochotę przysiąść obok niej i po prostu, bez słów posiedzieć. Ale jej ton był chamski, więc spodziewałem sie tego, że zbyt długo sobie tu nie posiedzę.
- O 6:00 i będą trwały na pewno dłużej niż te dzisiejsze. - odpowiedziałem zwyczajnie.
- Okej, dzięki za wiadomość, możesz iść. - prychnęła. Nadal nie ujrzałem jej twarzy. Chciałem być PRZYNAJMNIEJ dla niej miły, ale jeśli nie, to nie. Moja dobra i przyjemna strona dobiegła końca...
- W takim razie PUNKTUALNIE o 6 na śniadaniu, jeśli nie, do końca dnia będziesz strzelać, dopóki nie trafisz w sam środek tarczy, a do tego... jeszcze coś wymyślę. - rzekłem naprawdę wkurwiony i już teraz czekałem na reakcję Trish. Warknęła coś pod nosem i rzuciła we mnie poduszką, która oczywiście przeleciała obok, bo dziewczyna nie widziała gdzie rzuca.
- Idź stąd! - burknęła jakbym zrobił jej coś okropnego, zranił czynem, a nie słowem. Nie rozumiałem co ją tak dotknęło. To, że musiała wrócić natychmiast do domu, czy to, że nie dowiedziała się o czym rozmawialiśmy? Nie chciałem żeby słuchała jak Jenna plecie różnego rodzaju głupoty, dlatego kazałem jej iść.
Sam czułem jak wyraz mojej twarzy zmienia się na zły, obojętny itp.
Wyszedłem bez słowa z jej pokoju i trzasnąłem drzwiami. Myślałem, że zwariuje i wysadzi mnie od środka, gdy dokładnie obmyślałem sobie, że w moim domu "goszczę" następną księżniczkę.

*Trish*

Nie wiem co mnie dopadło. Tak naprawdę nie chciałam naskoczyć aż tak na Stylesa, ale wkurzył mnie. Czy jako kulturalny człowiek (chociaż trochę kultury powinien posiadać) nie powinien przedstawić mnie z Jenną?
A te jego odwiedziny, które sobie 5 minut temu zaoferował... na co one? Znów chciał się na mnie powydzierać? Ale teraz to ja na niego wrzasnęłam i szczerze, to nie było mi z tym aż tak źle.

~*~

Tak jak Styles sobie zażyczył, już za 5 szósta byłam w kuchni żeby nie wykonywać jego surowych poleceń. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, że będzie traktował mnie tak jak ja wczoraj jego. Dziwne było dla mnie to, że poczułam pustkę, gdy do końca dnia nie widziałam się z Harrym. Nie zeszłam nawet na kolację, lecz zjadłam jakiegoś batona, których miałam wiele dzięki mamie, bo pomyślała o mnie i spakowała mi coś dodatkowego do jedzenia. Właśnie... kiedyś będę musiała zobaczyć się z moją mamą, której obiecałam nawet, że będę ją odwiedzać, ale też zadzwonię do niej.
Nie czekając dłużej na Harrego podeszłam do lodówki i postanowiłam sama coś upichcić. Nie to, że robiłam to dlatego, żeby jakoś upodobać się Stylesowi, ale nie chciałam być pasożytem.
Ku mojemu zdziwieniu, jego lodówka nie świeciła pustkami, tylko kiedy on robił zakupy? Coraz bardziej mnie zadziwiał; lodówka pełna mimo takiego odludzia, czysty dom...
Może Jenna mu pomaga?
Miałam nadzieję, że Harry lubił jajecznicę, bo właśnie to miałam w zamiarze zrobić. Tak na oko wbiłam 6 jajek, ja ogólnie zjem niewiele. Musiałam kiedyś pomyśleć o składce na te całe jedzenie, bo przecież nie mogłam żywić się jego kosztem.
Trochę czasu zajęło mi poszukiwanie w szafkach talerzy, bo kuchnia nie należała do tych najmniejszych, przez co ilość szafek także była nieco zadziwiająca. Gdy wreszcie je znalazłam, w kuchni pojawił się Styles z zaspanym wyrazem twarzy. Spojrzałam na zegarek w elektronicznej kuchence i zaśmiałam się chamsko.
- Siedem minut spóźnienia, panie Styles. - drwina przepełniła dwa ostatnie słowa.
- Wiedziałem, że przestraszysz się mojej "groźby" i wstaniesz wcześniej, więc postanowiłem sobie dłużej pospać. - przeciągnął się. Tak kurwa, Styles zaspałeś, a nie.
- Wcale się nie przestraszyłam. - prychnęłam i postawiłam jajecznicę na talerzu przed nim. Podałam mu zaparzoną przed chwilą herbatę i sama zasiadłam do stołu.
Panowała pomiędzy nami cisza, dopóki nie przerwał jej Harry.
- Nie myśl sobie, że zajęcia będą mało wyczerpujące, ale wręcz przeciwnie. Będą długie i męczące. - oświadczył obojętnie. - A tak w ogóle to mam wiadomość.

______________________________________________________________________
Siemka Myszki moje!
Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale po prostu miałam problemy z rozdziałami, ale wreszcie usiadłam i napisałam.
Proszę o komentarze, bo dla Was to tylko chwila, a dla mnie napisanie rozdziału to naprawdę wysiłek, szczególnie wtedy, kiedy napisany wyraz jest za chwilę skreślany, bo mi coś nie pasuje przez brak weny. Tylko krótkie "może być" lub "do dupy". Każda opinia się liczy, Kochani, więc mnie nie zawiedźcie!
Kocham Was! <3

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 3

Podniosłam głowę do góry i moim oczom ukazał się nie kto inny jak pan poranny Styles z uformowanym szerokim uśmiechem.
- P..przepraszam. - wydusiłam i odsunęłam się szybko. Spojrzałam na niego jeszcze raz, a jego widok mnie zszokował. Styles miał na sobie tylko czarne bokserki, poczochrane seksownie włosy i uwodzicielski uśmiech.
- Wiem, że ci się podobam, ale weź tak na mnie nie patrz. To mnie krępuje. - Mówił jak małe dziecko. Ugiął kolana i zastawił sobie rękoma widoczność na bokserki i nie tylko. Nie odpowiedziałam nic na te beznadziejne zdanie, ani o dziwo nie strzeliłam buraka. Założyłam ręce na biodrach i czekałam aż zorientuje się, że chciałam aby opuścił pokój.
- Już idę. Tylko nie patrz. - Wskazał na mnie palcem wskazującym. Wiedziałam dokładnie, że się nie wstydził, ale najwyraźniej miał dobry humor. - Aha. I za 5 minut na śniadaniu! - rozkazał i zastawiając się poduszką z ziemi, powoli opuszczał pokój. Gdy był za drzwiami odrzucił poduszkę i wyszedł. Niesamowite poczucie humoru, tylko szkoda, że we wrednym stylu. Opadłam na łóżko i głośno westchnęłam. "Za 5 minut na śniadaniu!" - okej, no to się zbieramy.

~*~

Zrobiłam wszystko ci należy zanim zeszłam na śniadanie. Nie ukrywam, że miałam trochę tremy przed przed zajęciami ze Stylesem. Był młody, co wywnioskowałam nie po czym innym jak po wyglądzie.
- Miało być 5 minut, a było 7. - powiedział poważnie chłopak, gdy weszłam do kuchni. Kurwa, jak mu się na punktualność zebrało! Nie miałam ochoty odpowiadać na jego bezsensowną uwagę, więc przemilczałam to. Nie mogłam robić niczego szybciej, ponieważ nie wyspałam się, a po drugie moje bębenki słuchowe były na skraju wytrzymałości. Ziewnęłam kilka razy zanim Styles odezwał się.
- Tosty robię, lubisz? - spojrzał na mnie spokojnym wzrokiem. Zdziwiłam się, bo jak pierwszy raz zobaczyłam Stylesa, mogłam spodziewać się, że te "ironiczne" miny i odzywki będą towarzyszyły mu przez cały czas.
- Może być. - Odpowiedziałam zwyczajnie i podeszłam do ogromnego stołu. Wysunęłam krzesło i usiadłam na nim. - Dużo miałeś już uczennic? - spytałam i spojrzałam na jego plecy, ponieważ stał do mnie tyłem. Wydawało mi się jakby spiął się nagle. Czy wywołane to było moim pytaniem?
- Sporo, ale musiały przerwać naukę i wyjechać, gdy... - zatrzymał się. - W ogóle kurwa, czemu ja ci o tym mówię?! - Warknął cicho i podał mi talerz z kilkoma tostami i herbatę. Usiadł naprzeciwko mnie i mruknął ciche "smacznego".
- Przepraszam, zapytałam z ciekawości. - Wytłumaczyłam się, ale wcale nie było mi głupio. Z jednej strony dziwna była jego reakcja, ale mogłam sama dokończyć zdanie: 'Sporo, ale musiały przerwać naukę i wyjechać, gdy się z nimi przespałem.'
- Powiesz mi wreszcie jak cię nazwali, bo nie wiem jak mam się do ciebie zwracać. - Powiedział ironicznie. Humor prawdziwego Stylesa wracał.
- Trish. - Rzuciłam, gdy przełknęłam jedzenie w buzi. - Trish Baker.
- Styles. - Westchnął. - Harry Styles. - Mrugnął do mnie oczkiem. Przyznam szczerze, że imię miał bardzo ładne, prawdziwie męskie jak dla mnie.
Gdy skończyliśmy śniadanie, Harry włożył wszystkie naczynia do zmywarki.
- Daję ci... - spojrzał na zegarek, który miał na ręku - 15 minut do własnej dyspozycji. - Kiwnęłam głową i wstałam z krzesła. Mogłam nastawić się na niezły wycisk.

~*~

- Wiesz przynajmniej jak trzymać broń? - spytał Harry gdy staliśmy na jego ogromnym podwórku.
- To chyba każdy wie. - Prychnęłam wywracając oczami.
- Tak? To proszę, tylko nie strzelaj. - Zaśmiał się i wręczył mi broń.
Obejrzałam ją dokładnie, co wywołało u Harrego śmiech.
- Pokarzesz wreszcie jak ją trzymać? - uniósł jedną brew. Dla mnie było to czymś niesamowitym trzymać we własnych dłoniach przyrząd, którym mogłam zabić na przykład. Harrego.
- Strzeż się! - krzyknęłam i skierowałam pistoletem w jego stronę. To było jasne, że nie przyszłoby mi do głowy strzelić, a nawet jeśli, to nie był załadowany.
- Poddaję się! - krzyknął żartobliwie i uniósł ręce w geście poddania. Zbliżał się powoli w moją stronę co spowodowało, że ja odsuwałam się. - Nie uciekniesz. Nawet nie skapniesz się, a będziesz leżeć na ziemi, ja na tobie, a pistolet za twoją głową. - skinął głową i rzeczywiście zaczął działać. Spojrzał w bok, ja za nim, a on to wykorzystał. O to właśnie mu chodziło, żeby odwrócić moją uwagę. Chwycił mnie za ręce tak, żeby nie bolało. Pistolet wypadł mi z moich dłoni, po czym Harry kopnął go w bok. Trzymając nadal moje kończyny obrócił nas tak, że straciłam równowagę i leżałam na ziemi, a Harry rzeczywiście na mnie. Zmienił pozycję i usiadł na mnie okrakiem, unieruchamiając mnie całkowicie.
- Jestem pod ogromnym wrażeniem, panie Styles. - rzuciłam niskim głosem i zaśmiałam się.
- Widzisz, potrafię zaskakiwać ludzi. - wstał ze mnie, po czym wyciągnął do mnie rękę żebym zrobiła to samo. Naprawdę mnie zszokował, ale co tu się dziwić. Lata praktyki. Cieszyłam się, że chociaż przez chwilę pokazał mi się od tej lepszej strony, strony, którą chciałam zawsze widzieć.
- Okej, trzymanie broni nieźle. - bąknął pod nosem. - Później nauczę cię jak zrobić z człowiekiem to, co zrobiłem przed chwilą z tobą. - spojrzał na mnie rozbawionymi oczami. Czy to nie zabrzmiało dwuznacznie? Okej, trochę dało mi to szybszego oddechu, ale bez przesady. Wcale mnie to nie ruszyło... On tylko na mnie siedział...
- Bierz to. - wskazał na broń leżącą na ziemi - i chodź za mną. - jak powiedział, tak zrobiłam. Szliśmy po świeżo skoszonej trawie, a ja w tym czasie podziwiałam widoki. Niedaleko rozciągał się piękny las daleko na wschód. Musiałam kiedyś wybrać się tam i pozwiedzać trochę miejsc. W sumie zastanawiało mnie to, czy ktoś mieszkał obok Stylesa. Także była tam ogromna posesja, ale przez te dwa dni pobytu w Biburach nie wiedziałam kto tam był i czy rzeczywiście był.
- To była taka rozgrzewka. - z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Harrego. - Ten pistolet, który masz w ręku, oczywiście jest zabawką. - kurwa, wewnątrz leżałam ze śmiechu przez swoją głupotę. - Nie dałbym ci prawdziwego. Jeszcze byś mnie zabiła. - zaśmiał się. O tak, z chęcią.
- Skąd wiedziałeś, że taki miałam plan? - rzuciłam sarkastycznie, a on wzruszył ramionami.
- Widzisz te tarcze? - wskazał na rzecz kilkanaście metrów od nas. - W to będziesz celować. - Kiwnęłam głową na jego polecenie. W końcu musiałam się go słuchać. Przyjrzałam się dokładnie tarczy. Wyglądała podobnie do tej, jak się strzela z łuku.
- Zaczynaj. - Polecił Harry. Spojrzałam chwilę na broń. Załadowałam ją i wymierzyłam strzał. Czułam się tak profesjonalnie wykonując to, o czym zawsze marzyłam.
 - Jeszcze raz. - Odezwał się Harry, gdy sztuczna kulka nie trafiła w żadne miejsce na tarczy. - Skup się i nie myśl o mnie, bo wiem, że to rozprasza wiele kobiet. - Tym to mnie wkurwił. Opuściłam ręce i zmierzyłam go wzrokiem. Posłał mi sztuczny uśmiech i zrobił ruch głową żebym dalej próbowała. Więc strzeliłam jeszcze raz. Kulka tylko otarła się i tarczę i przeleciała daleko za nią.
 - Spójrz. - Zaczął spokojnie Harry i zrobił krok w moją stronę. - Ręce muszą być naprawdę prosto, nie mogą drgać. Twoje akurat drgają. - Położył swoje dłonie na moich. - Jeszcze raz. Ponownie nieudany strzał. - Kurwa. - Przeklęłam cicho.
- Panienko Baker, spokojnie. - Powiedział Styles z kamiennym wyrazem twarzy. Ustał za mną i całkowicie do mnie przyległ. Moje plecy stykały się z jego klatką piersiową. Oddech miał spokojny w przeciwieństwie do mojego. Nakazał chwycić pistolet w obie dłonie tak jak przedtem, po czym on położył na moich swoje. Serce zaczęło skakać mi w piersi z podekscytowania, jednak naprawdę musiałam się opanować.
- Nogi w rozkroku. - Rzucił i swoją stopą uregulował odległość pomiędzy rozszerzeniem nóg.
 - Uwagaaa... - przeciągnął. - STRZAŁ! - nacisnęłam razem z nim za spust i rzeczywiście kulka trafiła prawie w sam środek czerwonego pola na tarczy.
 - Brawo, ale to było z moją pomocą. - Szepnął mi tuż nad uchem. Nadal trwaliśmy w tej pozycji, Harty nie odsunął się, co mnie zdziwiło.
- No no no! Widzę, że lekcje idą znakomicie! - usłyszałam za sobą damski głos. ________________________________________________________

 Hejka! :D Ja znów i znów w sprawie komentarzy! Jest ich coraz mniej i ten rozdział wymyślałam cały dzień dlatego jest o tej godzinie, a nie o dziewiątej jak planowałam. Brakuje mi weny i martwię się z tego powodu.. Mam nadzieję, że mi przejdzie... Chciałam poinformować, że już w kolejnych rozdziałach zaczniecie pojmować czemu tytuł Secrecy, bo na razie się nie wydaje tak tajemniczo, no nie? ;) Życzcie mi weny i proszę o komentarz... Kocham!

wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 2

Czekałam w przeogromnym korytarzu aż wróci ten niewychowany chłopak. Jakoś nie chciało mi się wierzyć w to, że to on jest tym 'czterdziestoletnim mężczyzną' którego tak się spodziewałam.
Rozglądałam się po korytarzu, z którego wywodziło się bardzo dużo drzwi do dalszych pokoi.
- Idziesz czy będziesz tu stać? - twarz chłopaka wychyliła się zza drzwi, a jego mina mówiła, że był lekko poirytowany. Chwyciłam za walizkę i poszłam do miejsca, z którego się pokazał. Pięknie urządzone miejsce wzbudzało ogromne zainteresowanie. Można było spodziewać się starożytnego wyposażenia, jednak budynek od zewnątrz sprawiał takie wrażenie.
- Sam tu mieszkasz? - rzuciłam gdy rozgladałam się po pomieszczeniu.
- Na obecną chwilę tak. - Odpowiedział beznamiętnie i nawet na mnie nie spojrzał. Przez cały czas z jego ust wylatywały oschłe słowa. Myślałam, że pobyt tu będzie sprawiał mi przyjemność, jednak chyba za szybko wybiegłam z marzeniami.
- Czy na pewno ty jesteś Styles? - przymrużyłam jedno oko. Konwersacja z nim naprawdę była ciężka; słowa, które wypowiadałam od razu go irytowały.
- Mam pokazać ci dowód? - A nie mówiłam? Wyciągnął ręce przed siebie, gestykulując poirytowany.
- Nie musisz. - Baknęłam. Styles wstał i podszedł do jakiejś gablotki. Nucił sobie coś pod i mogłam przez to wywnioskować, że potrafił śpiewać.
- Pokażę ci pokój, w którym będziesz spać. Come on. - Machnął ręką dając znać żebym poszła za nim. Wywróciłam oczami i wzięłam swoje rzeczy. W tej chwili czułam się jakbym przyjechała tu z przymusu. "Trish, sama chciałaś" - mówił głos wewnętrzny. Szliśmy znajomym mi korytarzem, a później skręciliśmy jeszcze w boczny. Styles zatrzymał się przy jakiś drzwiach, więc ja razem z nim. Otworzył je i wpuścił mnie pierwszą do środka. Przynajmniej tu zachował się jak na chłopaka przystało.
- Rozpakuj się, rób co chcesz z tym pokojem, jest cały twój, ale demolki nie radziłbym ci tu sprawiać, bo będziesz sprzątać. Sama. - posłał mi sztuczny uśmiech i podrapał się po karku. Miał zamiar wyjść, ale go zatrzymałam.
- Czekaj. Mogłabym skorzystać z łazienki?
- Korytarzem prosto, później drzwi w prawo, wchodzisz i idziesz w lewą stronę aż spotkasz dwoje drzwi. Wybierasz te po prawej. - Uśmiechnął się sarkastycznie.
- Um... mam nadzieję, że znajdę. Dzięki. - Posłałam mu tego samego charakteru uśmiech. Nie miałam pojęcia co robi, gdy ruszył w stronę dodatkowych drzwi w "moim" pokoju.
- Tu masz własną łazienkę, a jeśli wolisz chodzić tyle, proszę bardzo. - Wstrząsnął ramionami. Czemu on się tak zachowywał? Sarkastyczne odpowiedzi, wiecznie poirytowany ton głosu. Sądząc po jego przywitaniu jak tu przyjechałam, pewnie jest taki tylko dla dziewic. Inne dziewczyny pewnie od razu brał na zabawy w ogromnym łóżku.
- Wyśpij się. Jutro z samego rana zaczynamy lekcje. Karaluchy pod poduchy. - powiedział poważnie i wyszedł. Pokazałam mu fucka, chociaż wiedziałam, że tego już nie zobaczył. Jest naprawdę wkurwiający. Gdyby nie jego idiotyczny charakterek, byłby idealnym chłopakiem pod każdym względem.

*Harry*

Nowy dzień, znów nowa praca. Przypomniałem sobie, że miałem nową dziewczynę do nauki. Już z samegi początku podobało mi się ją powkurwiać. Widziałem jak moje zachowanie ją irytuje przez co miałem niezły ubaw. Jej imię nie było mi jeszcze znane, ale musiałem je poznać, bo w końcu nie mogłem zwracać się do niej 'dziewczyno' lub 'dziewico', chociaż przyznam, że byłoby to zabawne.
Mogłem założyć się, że moja "uczennica" jeszcze spała. Chciałem zrobić jej bardzi przyjemną pobudkę żeby chociaż trochę mnie polubiła. Wyszedłem z łóżka, nawet nie dbałem o to żeby się ubrać i poszedłem do kuchni. Z szafki wyjąłem patelnię, potem z szuflady łyżkę. Ruszyłem do pokoju dziewczyny i cicho otworzyłem drzwi. Koc, pod którym spała, leżał już tylko na jej stopach. Przyznam szczerze, że była ładną dziewczyną i potrafiła oczarować.
Kurwa, stop! Przyłapałem siebie na wgapianiu sie w nią, a tak naprawdę przyszedłem sprawić jej zajebistą pobudkę.
Zacząłem uderzać łyżką w patelnię.
- Czas wstawać! Jest szósta rano! Zajęcia, zajęcia! Wstawaaaaać! - krzyczałem, niezaprzestając uderzać w patelnię. Wierciła się w łóżku i coś mruczała.
- Przestań! - jeknęła z zamkniętymi oczami. Zatrzymałem ruchy, ale gdy zauważyłem, że nie miała zamiaru podnosić tyłka, wznowiłem uderzanie śpiewając na byle jaką melodię 'la la la la'.
- Yyh... - słyszałem jak ze złością westchnęła i zakryła poduszką głowę. Nie miałem pojęcia, że pobudka będzie aż taka ciężka.
- Mamy zajęcia. - Pochyliłem głowę w lewą stronę.
- Uhm. - Usłyszałem tylko tyle. Poirytowany pokreciłem głową i westchnąłem. Podszedłem do tego śpiocha i ściągnąłem koc przykrywający jej stopy, po czym musiałem siłować się z poduszką, która mocno zaciśnięta była w jej dłoniach.
- Teraz musisz wstać. - odrzuciłem wszystko na bok i umiechnąłem się zwycięsko.

*Trish*

Co za debil robi takie pobudki! Trzeba być naprawdę mocno popierdolonym i jebniętym żeby walić czymś w patelnię! Myślałam, że odpuści, to bym sobie jeszcze pospała. Ale kurwa za nic w świecie!
- Już, kurwa już. - Chwiałam się na boki wstając. Miałam przymrużone oczy, więc wszystko co mnie otaczało było tylko jasną przestrzenią. Szłam przed siebie i nagle buchnęłam w coś, a raczej w kogoś. Szybko otworzyłam oczy i je przetarłam.

_________________________________________________
Am sory, że taki krótki, ale niestety muszę jechaaaać i nie wiem kiedy wracam więc nie wiem kiedy rozdziały. W miarę możliwości dodam!
Kocham! :*

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 1

- Mamo, szybciej! Na autobus nie zdążę! - poganiałam moją rodzicielkę, która jeszcze gramoliła się w łazience. Moje myśli krążyły wokół dzisiejszego wyjazdu. Podekscytowanie sięgało prawie samego szczytu, gdy dokładnie obmyślałam plan mojej nauki podczas pobytu w Biburach. Z tego co słyszałam, była to najpiękniejsza wieś w Anglii, obnażona budynkami jeszcze z XIV wieku.
- Kto będzie mnie tam uczył? - spytałam poprawiając sobie włosy przy dużym lustrze obok wyjścia na zewnątrz.
- Niejaki Styles, kochanie. - odparła z łazienki. Choć trochę miałam nadzieję, że będzie to człowiek wydoroślały, przynajmniej 40 lat, doświadczony w tym co robi.
- Nie znam. - bąknęłam. Mama wyszła z łazienki i truchtem podbiegła do szafki żeby wyciągnąć buty.
- Bardzo sympatyczny człowiek. - rzekła nie odrywając się od swojego zajęcia.
- Znasz go? - wytrzeszczyłam oczy nie dowierzając w to, co przed chwilą usłyszałam. Taka wieś, z dala od Londynu może gromadzić ludzi, których znała moja mama?
- Kojarzę. - mruknęła, po czym wyprostowała się. Chwyciłam rączkę od walizki na kółkach i wyszłam z domu. Kółka robiły dużo hałasu, przez co mrużyłam oczy.
Po niedługiej chwili wszystkie rzeczy, które zabrałam spoczywały w bagażniku, a ja udałam się na przednie siedzenie.
- Odwiedzaj mnie. - cichy głos dobiegł do moich uszu, gdy przemierzaliśmy już ulice miasta. Korki były dość spore, ale zdawało się, że mojej rodzicielce to wcale nie przeszkadzało.
- Obiecuję. - posłałam jej przyjazny uśmiech, co od razu odwzajemniła. Jej ręka znalazła się na moim spiętym kolanie, lekko pocierając je. Koiło to mojej ciało, a szczególnie pomagało mi w chwilach gdy stresowałam się.
- Będę tęsknić. - lekko podłamany głos dał znać, że dojechałyśmy na przystanek.
- Ja także. - przytuliłam ją mocno. Byłam jedynaczką, więc brak mojej osoby w domu będzie dla niej odczuwalny. Ojca nie mam, po prostu gdzieś przepadł. Oswoiłam się z myślą, że po prostu nas nie chciał i znalazł sobie inną. Zostałyśmy ze wszystkim same, ale jakoś sobie poradziłyśmy i radę damy także dalej.
- Jedź do babci. Nie chcę żebyś sama przebywała w domu.
Chwyciłam ramiona mamy i delikatnie jeździłam dłońmi w górę i w dół.
- Pojadę. - mrugnęła mocno. - Idź już, za chwilę autobus będzie.
Pchnęła mnie ręką, na co wyjęłam walizkę z bagażnika. Poprawiłam torebkę na ramieniu i ruszyłam na przystanek, machając mamie na pożegnanie.

~*~

Autobus przemierzał coraz bardziej opustoszałe tereny. Słońce powoli zachodziło, co dawało urok całej rzeczywistości. Krajobrazy jakie mijałam zapierały dech w piersiach. To nie to co Londyn; uliczny pośpiech, dużo hałasu. To było coś pięknego; spokój, cisza i piękne widoki. Jakby tak chwilę zastanowić się, to na pewno tutaj odpocznę.
- Ostatni przystanek. - odezwał się kierowca, na co szybko wstałam, udając się ze wszystkimi rzeczami do wyjścia. Miejsce to było piękne - cudowny zapach; zapach lasu, świeże powietrze, nie tak jak w Londynie.
Walizka chrobotała po powierzchni ulicy, gdy właśnie ją przemierzałam. Nie miałam pojęcia gdzie mam dokładnie się udać, ale na pewno są tu dobrzy ludzie, którzy przynajmniej trochę mnie naprowadzą.
- Przepraszam! - zatrzymałam pewnego mężczyznę gdy skręcał właśnie w bramę chyba do swojego domu.
- Słucham panienko. - odwrócił się w moją stronę z szczerym uśmiechem.
- Ja szukam pana Stylesa. - wytłumaczyłam i grzecznie odwzajemniłam uśmiech.
- Oh, Styles powiadasz? - westchnął. - Kolejna uczennica? - podniósł jedną brew. Pokiwałam głową.
- Więc tak, panienko. - przysunął się do mnie i wskazał jakąś uliczkę. - Wędrujesz tą dróżką cały czas prosto aż zobaczysz skręt w lewo i w prawo. Kierujesz się w lewą stronę i gdy ujrzysz ogromny dąb, kilka kroków dalej jest posesja Stylesa. Powodzenia. - uśmiechnął się, po czym poklepał mnie po ramieniu.
- Dziękuję panu bardzo.
Szłam powoli uliczką otoczoną drzewami i napawałam się pięknem lasu. Nie mogłam uwierzyć w to, że trafiłam w tak cudowne miejsce. Chciałabym tu zamieszkać już na zawsze, ale wiem, że gdy czas moich nauk dobiegnie końca, wrócę do Londynu.
Tak jak ten mężczyzna powiedział, nastąpił rozłam dróg. Skręciłam w lewą i szłam dalej. Las powoli dobiegał końca, a rozpoczynały się łąki pełne kwiatów. Gdzieś w oddali słychać było zgrzyt żurawi, co sprawiło, że na moim ciele przebiegł przyjemny dreszczyk. Dąb, o którym wspomniał mój "pomocnik", sięgał daleko w górę, ale także gałęzie posiadał bardzo rozłożyste.
Rozejrzałam się dookoła i moim oczom ukazała się posesja Stylesa, o której także mi wspomniano. Przekroczyłam bramkę i podbiegł do mnie przepiękny pies, jak się nie mylę labrador retriever. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam go. Miał bardzo milusią, białą sierść i do tego uroczo machał ogonem. Rozglądałam się dookoła idąc za psem. Dużo zielonych drzew bujało się od wiatru, a w niedużym stawie tworzyły się małe fale. Szłam po chodniku wyłożonym kostką prosto do drzwi. Dom był jak z bajki.


 Ściany przystrojone żywopłotem, a cały styl był starodawny. 
Zapukałam do drzwi i czekałam. Huk otwierającego zamka spowodował mocniejsze bicie serca. W drzwiach ukazał się młody chłopak. Ciemne lekko kręcone włosy opadały na czoło. Różowe, pełne usta, świetnie prezentowały się z jego bardzo przystojną twarzą. Cała sylwetka była prawdziwie męska.
Chłopak obserwował mnie z podniesioną lewą brwią od góry do dołu, tak jak ja jego. Napawałam się jego wyglądem, ale stop. Szukałam przecież Stylesa.
- Następna dziewica. - mruknął.- Właź.
Otworzyłam usta i przymrużyłam oczy. Miał rację. Byłam dziewicą, ale jak on śmiał mi to tak powiedzieć, jeśli mnie nie znam. Nie rozumiałam aluzji. Miałam coś w sobie, że wyglądałam jak dziewica?
- Przepraszam bardzo, masz coś do dziewic?! - wybuchnęłam i weszłam szybko do środka. Zero przywitania, w ogóle się nie przedstawił - brak kultury.
- Okej. - westchnęłam i postawiłam walizkę na podłodze. - Szukam pana Stylesa. Powiedziano mi, że znajdę go tutaj. Jest? - odgarnęłam włosy do tyłu i czekałam na odpowiedź. 
- Ja jestem Styles. Miło mi. - bąknął zwyczajnie i zniknął za jakimiś drzwiami.
Jeśli to naprawdę on, zaczął się mój koszmar.

____________________________________________________________________________
Wiem, wiem. Jest mało Harrego, ale spokojnie. Dopiero się zacznie! :D
KOMENTOWAĆ! 

Prolog

Chęć spełnienia marzeń ogarnia każdego. Marzenia realne, nierealne... W tej sytuacji jest to dość możliwe do zrealizowania, ale występują pewne wątpliwości...
" - Mamo! Zgódź się. - prosiłam tyle razy. Zawsze dostawałam tę samą odpowiedź: 'nie'
- Nie mogę pozwolić na to, że cię stracę. - odezwała się po krótkiej chwili. Zawsze tak odpowiadała.
- Chcesz pozbawić mnie tego, czego pragnęłam od dziecka? Wyjadę i wrócę. Wiem, że to nie jest typowe dla dziewczyn, ale mnie to kręci, mamo! - tłumaczyłam. W końcu kiedyś musi dać się namówić. Mówiłam jak najbardziej wiarygodnie żeby wreszcie ustąpiła.
- A jeśli nie? - w jej głowie cały czas roiło się za i przeciw. Wszystko stawiała zawsze na drodze do złego. Nigdy nie myślała pozytywnie. Zawsze było jakieś 'ale'.
Zrobiłam krok w jej stronę i moje dłonie spoczęły na jej ramionach.
- Obiecuję, że będę cię odwiedzać i wracać cała i zdrowa. - chwilę popatrzyła na mnie, po czym rzuciła się na mnie z uściskiem. Bardzo mocno oplatała mnie rękoma, że prawie dusiłam się.
- W takim razie jedź i ciesz się życiem."
Radość nie ustępuje, gdy słyszysz takie słowa. W tej chwili nie obchodzi cię to, że rzeczywiście te czynności są niebezpieczne.
Cieszysz się, a wszystkie wątpliwości znikają.

______________________________________________________________________________
No to mamy już prolog!
Zapraszam do przeczytania stronki 'BOHATEROWIE', jeśli ktoś jeszcze tego nie zrobił. :)
Pozdrawiam.