sobota, 17 października 2015

Rozdział 42

*Harry* 


Otworzyłem zaspane oczy przecierając je niedbale dłońmi. Głupawy uśmiech wkradł mi się na twarz gdy spojrzałem w dół widząc Trish przytuloną do mojego boku. Przekręciłem się na bok i oparłem na łokciu, by patrzeć na nią bez żadnych przeszkód. Porozrzucane włosy dodawały jest kurewsko seksownego uroku i nie chciałem spuszczać z niej oczu, a tym bardziej odchodzić, chociaż musiałem się odlać. 
Nie chciałem by otwierała oczu, ale zrobiła to, z małym grymasem na twarzy. 
- Czemu na mnie patrzysz? - zamarudziła, tak jak ja po przebudzeniu przecierając oczy.  
- Wybacz. Nie mam nic lepszego do robienia. 
Za cholerę nie udawało mi się powstrzymać mojego wiercenia. Czułem, jakbym zaraz miał wylać wszystko w tej sekundzie. 
- Rozumiem. Łazienka. - uroczy śmiech wypełnił przestrzeń. Nie mogłem go nie odwzajemnić. - Leć. - Chciałem śmiać się, gdy próbowała wypchać mnie z łóżka, lecz bałem się, że mój pęcherz tego nie wytrzyma.  
- Przestań. - zatrzymałem ruchy jej rąk i przycisnąłem do poduszki. Nie przestawała się śmiać. 
- Zalejesz całe łóżko. Chcesz tego? - dostrzegłem jak przygryzała wargę by nie roześmiać się. W chuja śmieszne. 
- Potrafię się powstrzymać. Znam swoje granice. 
Wytykając język nawilżyłem nim skórę koło jej ucha. Przechyliła głowę, by odepchnąć mnie, lecz za nic nie odsunąłem się.
- Harry... idź jak chcesz. 
- Nie chcę.
- Zaprowadzić się? 
- No. - podobał mi się ten pomysł. Na samym skorzystaniu z łazienki by się nie skończyło. 
- Żartowałam. - uśmiechnęła się zwycięsko. 
- No wiesz? - rzuciłem udając oburzenie. - Nakręcasz mnie, a później się wycofujesz. 
Wzruszyła ramionami. Fuknąłem coś niezrozumiale i wstałem jednak się odlać. Wyczułem, że długo nie mogłem już zwlekać. 
Te niezapomniane 15 minut z wczorajszego wieczora przyprawiło mnie o ucisk w dolnej partii mojego ciała. Rozchylone, opuchnięte od moich pocałunków usta Trish były tak kuszące, że ledwo co powstrzymywałem się przed zrobieniem czegoś niegrzecznego lub... mało ważne. To, gdy nie mogła się wysłowić, ułożyć chociażby zdania z trzech wyrazów; to, gdy powiedziała "Harry... Jesteś..." - było to dla mnie kurewsko podniecające. Myślałem, że eksploduję. Nakręciłem się na nią wtedy tak bardzo jak jeszcze nigdy. 
Była dziewicą. I to mnie cholernie kręciło. Wiele razy nabijałem się z niej - była taka niewinna, taka niedoświadczona... z chęcią zająłbym się nią w ten nietypowy sposób na początku, ale ona przyjechała tu tylko na jakieś zajęcia. Moje zajęcia. Nie jakiejś Jenny. Moje. 
- No tak, tak. - usłyszałem opuszczając łazienkę. Wszedłem do salonu wchodząc powoli na łóżko. 
- Z kim rozmawiasz? - szepnąłem do jej wolnego ucha.
- Mama, Harry, mama. - spojrzała na mnie. Kiwnąłem tylko głową i położyłem się obok zakładając ręce za głowę. Mogłem usłyszeć tylko "przyjedźcie"
Cholera. 
Kurwa.
Miałem nadzieję, że zapomni o tym niefartownym wyjedźcie, na który tak bardzo się cieszyła. No fakt, nie mogę z nią tam jechać, ale nie chcę, by wyjeżdżała i zostawiła mnie tutaj. Jej mama chce mnie osobiście poznać, ale przecież... nawet nie wiem czym my jesteśmy. Powiedzieliśmy sobie tylko, albo aż, że nam na sobie zależy. Tylko ja nie wiem, czy mi tylko na niej zależało. Nigdy nie doznałem większego uczucia, zawsze uważałem je za żałosne. A teraz? Sam nie wiem.
- Kocham cię. - powiedziała odrywając słuchawkę od ucha. Nigdy bym się do tego nie przyznał, ale pomyślałem o tym, jakby to było gdyby wypowiedziała je do mnie. 
Jestem głupkiem, wiem. 
Zmarszczyłem brwi, gdy bez słowa wstała z łóżka i poprawiała swoje seksowne wdzianko. 
Mówiłem już, że nigdy nie widziałem lepszych rzeczy do spania? 
- Doookąd idziesz? - podparłem się na łokciu patrząc, gdy wyprostowała się. - Nie mów, że temat o wyjeździe do Londynu popsuł ci nastrój. 
- Może. - mruknęła. Westchnąłem tylko i wstałem z łóżka podchodząc do niej. W porę, ponieważ zamierzała wyjść. 
- Czekaj. - stanąłem przed nią. Uciekała przede mną wzrokiem. - Pojechałbym, ale sama wiesz...
- Oczywiście Harry. Wiesz, że nie będę stała ci na przeszkodzie. Pojadę sama. - w duchu wyśmiałem ją za nieszczery uśmiech. 
- Cholera, pojechałbym. Nie możesz przełożyć...? Czy coś... 
- Nie mogę. - stąpała z nogi na nogę. - Po co przekładać, skoro dwa, czy trzy tygodnie nie mają tu znaczenia? 
- No cholera. Nie wiem co mam ci powiedzieć. - przejechałem ręką po karku obserwując jej reakcję.
- Nie mów nic. Pojadę sama na weekend, wrócę w poniedziałek i będzie dobrze. - jej uśmiech nadal był wymuszony. 
- Naprawdę to nic? - upewniłem się.
- To nic. - znów to samo.
Kurwa, jak ja wiem, że jednak coś. 
Zamknąłem oczy, gdy wyszła z salonu. Serio? I co ja mam teraz pomyśleć? Za cholerę nie mogę zostawić tej nowej, by wyjechać sobie na weekend. Muszę wypełnić masę papierów, skontaktować się z nią chyba po raz kolejny, pisać maile i takie inne chujowe rzeczy. Wszystko oczywiście się wali, lub zmienia swój kierunek w zupełnie przeciwną stronę niż bym chciał. 

*Trish*

O. mój. Boże. 
Tak bardzo jak chcę jechać, coś mnie zatrzymuje. Tym czymś jest nowa uczennica. Chcę zobaczyć jej zachowanie w stosunku do Harrego, a na pewno nie będzie normalne. 
I niby ja mam mu uwierzyć, że jest ona "kobietą po czterdziestce"? Jedynie idiotka da się na to nabrać. 
Wyszłam z pokoju w celu udania się do kuchni. Chciałam przygotować coś prostego do jedzenia i nie gniewać się na Harrego o jakaś błahostkę. Bo nie ma się czym przejmować i jest to błahostka, prawda? Mijając korytarz najbliżej kuchni - a ten dom miał niezliczoną liczbę korytarzy - zobaczyłam otwarte drzwi od jednego z pokoi, w którym nigdy nie byłam. Skręciłam więc idąc pewnie, dopóki nie zatrzymałam się w progu i nie ujrzałam Harrego męczącego się ze składaniem pościeli. Powstrzymanie śmiechu w tej chwili było hardcorowym wyczynem, lecz jako tako udało mi się to. Przekleństwa ulatywały z Harrego ust, a ręce miał jak z waty, gdy niesforny materiał z każdą próbą złożenia go odstawał z innej strony. Gdy jego pełen irytacji wzrok spotkał mój, zachichotałam.
- Pomóż mi i przestań się nabijać. 
- Bez nerwów Harry, bez nerwów. - śmiałam się dalej i podeszłam do niego. Chwyciłam jego drżące ręce i odebrałam materiał pokazując jak składać. Wątpię czy mnie słuchał, bo przyłapałam go kilka razy jak zerkał w okno. - To pokój dla tej nowej? 
- Taa. - rozejrzał się dookoła. - Jeżeli, że chcesz się zamienić to...
- Nie, jest okej. 
Chciał się podlizać? Przyzwyczaiłam się do tamtego pokoju poza tym niepotrzebna mi zmiana. 
Usłyszałam wibracje i dostrzegłam jak Harry wyjął telefon z kieszeni. 
- Taa, Harry. 
Okej. Ze mną nie rozmawiał tyle przez telefon. Nie to, żebym była zazdrosna, ale... Dla mnie nie był taki miły. Podszedł do okna, stając do mnie tyłem. 
- Okej. - szepnęłam do siebie, wzdychając. Opuściłam złożony materiał na podłogę i znów powstał galimatias, ale czemu mam się tym przejmować?   
Nawet nie zauważył, gdy wyszłam z pokoju. 


____________________________________

Bijecie po prostu rekordy. Nie to, żebym była wredna. Oczekujecie ode mnie rozdziałów jak najczęściej i jak najdłuższych, a nawet nie macie czasu na napisanie chociaż jednego słowa. 
Dziękuję tym, którzy komentują i ślą miłe słowa. Dziękuję za wsparcie. 
P.S. Nie piszę tego dla siebie, lecz dla Was. 

9 komentarzy: