środa, 18 marca 2015

Rozdział 17

Z samego rana postanowiłam się spakować, ponieważ dziś wyjeżdżam do mamy, do Londynu. Niezmiernie serce mi trzepocze, gdy tylko uświadamiam sobie, że zobaczę już dziś swoją rodzicielkę. Tęskniłam za nią i cholernie przeraziły mnie słowa Iana. Nie darowałabym sobie ani nikomu gdyby jej się coś stało. Przeze mnie.
Usłyszałam ciche pukanie do pokoju i nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy drzwi rozchyliły się. Ujrzałam w nich nikogo innego jak Harrego.
- Wow, zapukałeś. - zaśmiałam się cicho i za wszelką cenę starałam się odgonić myśli z naszego wczorajszego pocałunku. Był to już trzeci raz, a za każdym kolejnym coraz bardziej mi się to podobało. Spojrzałam na jego usta, a gdy kąciki ust Harrego uniosły się, spostrzegłam, że zauważył to. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok w stronę szafy przeglądając ubrania, które byłyby w sam raz na zabranie.
- Ciesz się, bo to ostatni raz. - zaśmiał się i wszedł głębiej przechodząc obok mnie i siadając na łóżku. Wywróciłam oczami i wyjęłam z szafy białą bluzkę w granatowe paski i podeszłam do łóżka, gdzie znajdowała się moja torba. Zdziwiłam się, gdy tylko zrozumiałam, że Harry nie wyjdzie stąd w najbliższym czasie. Przyszedł tu ze mną posiedzieć?
- Kiedy wracasz? - oczy Harrego w kółko śledziły moje ruchy, gdy przemierzałam drogę od szafy do torby albo z powrotem. Patrzył bez przerwy na moje ręce, a mnie to trochę krępowało, lecz starałam nie zwracać na to uwagi.
- Jeszcze nawet nie wyjechałam. - zwróciłam uwagę żartobliwie.
- No dobrze, ale...
- W niedzielę. - przerwałam mu. Wydawało mi się, że Harry strasznie się rozkojarzył i nie miał nastroju do żartów czy takich tam...
Po krótkim namyśle stwierdziłam, że spakowałam już wszystko, oprócz bielizny, bo oczywiście przy Harrym nie będę jej pakować. Przed samym wyjazdem ją szybko włożę.
- Jesteś gotowa na zajęcia? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Harrego. Odwróciłam się do niego i kiwnęłam głową. Zasunęłam torbę i pozostawiłam ją na łóżku tak jak stała i wyszliśmy z pokoju od razu kierując się na nasze stałe miejsce ćwiczeń.

~*~

Ćwiczyłam naładowywanie przeróżnych broni przez mniej więcej półtorej godziny. Było to obszerne zajęcie i bardzo pracochłonne, lecz czas leciał zadziwiająco szybko. Harry siedział naprzeciwko mnie na kocu, który rozłożył przed zajęciami, a wokół nas były wszystkie sprzęty. Nagle rozdzwonił się Harremu telefon. Gdy spojrzał na ekran, westchnął i widziałam po nim, że zastanawiał się czy odebrać. Miałam nadzieję, że odrzuci połączenie i wrócimy do przyjemnej rozmowy jaką prowadziliśmy, lecz nie stało się tak, gdyż wstał odchodząc szybkim krokiem, a słyszałam tylko jak wysyczał: 'czego chcesz?'.
Nie chciałam podsłuchiwać, a Harry oddalił się na tak bezpieczną ode mnie odległość, że musiałabym zmniejszyć dystans pomiędzy nami, a nie chciałam w tym czasie nieprzyjemności.
Chwyciłam najtrudniejszą do załadowania broń i postanowiłam poćwiczyć sobie.
Nie chciałabym, aby okazało się, że Harry rozmawiał z Jenną. Myliłam się co do tej dziewczyny i gdy pomyślę sobie jaka byłam naiwna wierząc w jej dobre intencje chce mi się śmiać. Dyskretnie zerknęłam w stronę Harrego; krążył dookoła grzebiąc nogą w ziemi, a ruchy dłoni miał niespokojne, jakby próbował coś zaradzić tymi gestami. Długość jego rozmowy była zadziwiająca. Moja ciekawość jest czasami cholernie niepotrzebna, bo uruchamia się w najmniej odpowiednich momentach. Zapytałabym Harrego o ten telefon, ale wiedziałam, że nie ma sensu zaczynać, gdyż uzyskam odpowiedź typu, że to nie moja sprawa.
- Bardzo dobrze. - powiedział z przekonaniem. Nawet nie usłyszałam jak wrócił i ile mi się przyglądał. Nie wyglądał na bardzo wkurzonego, jeżeli że tak szybko się uspokoił. Byłam cicho i odłożyłam broń na bok poprawiając się na kocu. "Strzeliłam' palcami i przerzuciłam wszystkie włosy na jeden bok. Harrego wzrok szybko prześledził mój ruch i oblizał wargi, a ja patrzyłam jak jego usta błyszczą od śliny.
- Pewnie zastanawiasz się kto dzwonił? - przerwał ciszę zadowolony z siebie, bo wiedział, że miał rację. Tym razem trafił.
- Nie prawda. - zaprzeczyłam.
- Nie kłam. - prychnął przekonany.
- Nie kłamię.
- No nie, wcale. - powiedział z sarkazmem.
- No nie.
- No tak.
- Nie.
- Dzwoniła moja mama. - wyrzucił szybko, kończąc wymianę zdań.
- Doprawdy? - zadrwiłam. - Do mamy powiedziałbyś 'czego chcesz'? - zapytałam z podniesioną brwią. Byłam pewna, że tym razem ja weszłam na wygraną pozycję.
- A czemu nie? - zaśmiał się. Próbował robić ze mnie idiotkę?
- Nie sądzę, że aż tak brak ci kultury. - wywróciłam oczami i położyłam się, podpierając się na łokciu.
- To, że ty na jej punkcie masz bzika, nie oznacza, że ja także muszę go mieć. - sądziłam, że nie chciał mnie urazić, lecz postanowiłam pojąć to jako obronę.
- Po prostu uważam, że każdy choć trochę jej posiada i nie odezwałby się do rodziców w taki sposób. - wstrząsnęłam ramionami, a moje przekonanie na ten temat było oczywiste.
- Może jestem jakimś dziwnym wyjątkiem. - mruknął cicho i usiadł na kocu, ponownie naprzeciw mnie. Nie skomentowałam tego. Chyba mu uwierzyłam. Harry nawet do rodziców byłby w stanie tak się odezwać.
- Gdzie oni są? - zapytałam po chwili.
- Kto? - spojrzał na mnie prostując nogi i opierając się na łokciach.
- Twoi rodzice.
- Mówiłem ci już kiedyś, że wyjeżdżają często, a wracają rzadziej. - powiedział zwyczajnie bez żadnych sporów ni nic.
- Kiedy teraz wrócą? - miałam nadzieję, że Harry nie skomentuje mojej ciekawości.
- Hm... - zrobił zamyślony wyraz twarzy. - Może gdzieś za tydzień? - odpowiedział nie do końca przekonany.
- Chciałabym ich poznać. - rzekłam cicho, lecz po chwili skarciłam się za to, że powiedziałam to jednak na głos.
- Po co?
- Tak po prostu. - wzruszyłam ramionami, a Harry pokręcił głową.
- Muszę cię ostrzec, bo mama jest bardzo ciekawa, lubi wszystko wiedzieć. Tata także, ale on woli pozwiedzać cały dom, chociaż robi to za każdym razem gdy tu przyjeżdża. - wyjaśnił widocznie rozbawiony.
- Nawet pokój 69? - zapytałam. Dokładnie zdawałam sobie sprawę z tego, że nie powinnam, ale nie mogłam mu dać spokoju co do tej sprawy. Nie rozumiem siebie czasem. Chcę, aby naszych kłótni było najmniej, lecz sama zaczynam. Może to chore, ale każdy inny dążyłby do poznania prawdy.
- Znów zaczynasz? - jęknął zrezygnowany.
- Posłuchaj. - zaczęłam, lecz gdy brałam oddech na kolejne zdanie, Harry wciął mi się.
- Nie, to ty posłuchaj. - westchnął i wstał z koca a ja za nim. - Jak najbardziej dążę do tego, aby mniej się z tobą kłócić, lecz mi tego nie ułatwiasz.
- To powiedz wszystko i będzie łatwiej. - gestykulacja rą była tu niezbędna by wyrazić moje emocje.
- To nie jest takie proste jak ty myślisz. - spuścił głowę kręcąc nią. Coraz bardziej mącił mi w głowie.
- Nie jest? - zdziwiłam się.
- Nie jest. - odpowiedział tym samym. Podszedł do broni i zaczął je zabierać, przy tym co chwila wzdychając. Postanowiłam pomóc mu, lecz zatrzymał moje ruchy ręką.
- Har...
- Skończ. Proszę. Ten. Temat. - warknął lekko, nakładając nacisk na każde wypowiedziane słowo.
Nie widziałam potrzeby dalszego stania obok niego. Nie chciał mojej pomocy w posprzątaniu po zajęciach, nie chciał rozmawiać na jeden z ważniejszych tematów, więc nic tu po mnie. Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem skierowałam w stronę domu. Harry nie obdarzył mnie nawet najmniejszym spojrzeniem, lecz nie potrzebowałam tego.
Informacja na temat pokoju 69 zaspokoiłaby moją ciekawość. Może nie zupełnie, ale w większości. To mnie najbardziej interesowało, a poza tym dalsze tajemnice na przykład oficjalny powód sporu tych dwóch sąsiedztw.
Dlaczego chciałam tak bardzo dowiedzieć się o tym pokoju? Między innymi, że Jenna powiedziała takie słowa "może też tam się niedługo znajdziesz". Czy tylko mnie przeraziłyby takie słowa? Chyba nie.
Weszłam do pokoju i chwyciłam torbę, po czym skierowałam się wprost do wyjścia. Chciałam już wracać, żeby uspokoić się, a wiem, że po rozmowie z mamą będę spokojniejsza. Zamknęłam pokój na klucz i schowałam go do kieszeni; Harry ma zapasowy, ale nie sądzę by czegoś potrzebował z tego pokoju.
Wyszłam powoli z domu i kątem oka widziałam jak Harry stał oparty o garaż i wystukiwał coś w telefonie. Nie chciałam mu przeszkadzać i miałam w zamiarze wyjść cicho, nawet i bez pożegnania, ale gdy tylko mnie zauważył ruszył w moją stronę.
- Jedziesz już? - spytał zwyczajnie i podszedł bliżej.
- A po co mam  czekać? Zajęcia się już skończyły, więc jestem wolna, czyż nie? -  zdałam się na pewność siebie.
Nie odpowiedział, lecz westchnął patrząc w dół.
- Odwiozę cię. - rzekł stanowczo i chciał odebrać ode mnie torbę, lecz w samą porę odsunęłam rękę. Widziałam na jego twarzy zdziwienie.
- Litujesz się nade mną, czy co? - zamilkł. Wprawiłam go w zakłopotanie. Dziwny widok. - Tak myślałam.
- O co ci chodzi? - lekko się oburzył i ruszył za mną, gdy zaczęłam iść.
- Masz takie zmiany humoru jak przez pierwsze dni mojego pobytu tutaj. - wyjaśniłam. Nie wiedziałam czy jasno, lecz jakoś.
- Zwalasz wszystko na mnie? - cichy krzyk wydobył się z jego gardła. - Powinnaś popracować nad swoją ciekawością, bo nie jednego by to wkurwiało. - prychnął. Nie mógł pogodzić się z faktem, że ja mam lepsze argumenty. Każdy mądry byłby w tej sytuacji ciekawy. Jeśli on myślał, że będę przystawać na jego każdą proźbę, bardzo się mylił.
- Nie musisz mnie odwozić, dam sobie radę sama. - poddałam się, bo nadzwyczajnie w życiu miałam dosyć przechodzenia przez setną kłótnię w ciągu 24 godzin. - Nie dociera?! - zatrzymałam się gwałtownie, gdy nadal słyszałam jego kroki i ciężki oddech za sobą.
- Przestań strzelać fochy, co? - rzekł poirytowany. Spojrzałam na niego surowo, po czym odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść dalej. Mogłam wyczuć, że przekręcił oczami zanim chwycił mnie za rękę.
- Czemu mnie nie zostawisz? - jęknęłam. Miałam doszczętnie wszystkiego dosyć. Nie chciałam płakać, lecz moja psychika była tak nadwyrężona, że z trudem powstrzymywałam łzy.
- Tylko nie płacz... - wyszeptał. Humor zmienił mu się błyskawicznie. Moja jedna strona chciała się na niego rzucić z przeprosinami, a druga uderzyć go w policzek jak już to kiedyś zrobiłam i ucieć od niego jak najdalej. - Trish...
Ten człowiek strasznie namącił. Nie mogłam go zrozumieć, nawet jeśli próbowałam za wszelką cenę to zrobić. Narzeka na mnie, a niejeden poradziłby sobie z jego zmiennymi humorkami.
- Możemy jechać? - jęknęłam cicho, i starałam się wytrzeć łzy. - Mam autobus za 15 minut.
- Okej. - westchnął i skręcił zupełnie w innym kierunku. Podejrzewałam, że do garażu. Podążałam za nim w zupełnej ciszy.

~*~

- Niedziela, tak? - Harry przerwał kilkuminutową ciszę, gdy zatrzymał się na poboczu, gdzie po drugiej stronie ulicy był przystanek.
- Um.. tak. - odpowiedziałam cicho i spojrzałam za okno. Moim jedynym marzeniem było uniknięcie dalszej rozmowy z nim; chciałam zniknąć. Tak po prostu.
- Będę już wychodzić. - niemal szepnęłam i chwyciłam za klamkę.
- Okej. - westchnął. - Em... - zaczął.
- Hmm? - spojrzałam na niego. Ruszył się niespokojnie, lecz po chwili zastygł w miejscu.
- Niee... już nic. - powiedział szybko.
- Okej. - wyszłam z samochodu, po czym otworzyłam tylne drzwi i chwyciłam torbę. - To cześć. - rzuciłam przed zamknięciem drzwi.
- Cześć. - odpowiedział i po chwili podjechał autobus, więc szybko przebiegłam przez ulicę i weszłam do niego.
Razem z ruszeniem autobusu, ruszył Harry. Dwa dni bez niego. Czy to mnie uspokoi?

_________________________________________________________________________

Siemson x
Nie spodziewaliście się tak szybko rozdziału, co? :D ♥
Cóż, ja też nie xD
No i teraz ciut dłuższy od wczorajszego ;)

10 komentarzy: